Kiedyś pracowałam jako nauczycielka, ale nigdy nie udało mi się zapewnić sobie godnej emerytury, mimo że mam ponad czterdzieści lat doświadczenia.


Moim marzeniem jest żyć jak wszyscy normalni emeryci: pracować w ogrodzie, opiekować się wnukami. To jednak na razie tylko moje marzenie. Mieszkam w ogromnym mieszkaniu, które muszę utrzymywać.


Nie mogę go sprzedać, bo śmiało mogę je nazwać naszym rodzinnym gniazdem, bo wychowały się w nim trzy pokolenia naszej rodziny.


Nie miałam dokąd pójść, więc znalazłam pracę na pół etatu: zatrudniłam się jako niania w bardzo zamożnej rodzinie. Moje kwalifikacje i umiejętność sprawiania, by dzieci czuły się przy mnie swobodnie, stały się moimi niezawodnymi pomocnikami w tej kwestii.


Oczywiście praca była trudna, ponieważ dziewczynka była bardzo rozpieszczona i kapryśna, ale udało mi się znaleźć z nią wspólny język. Mogę szczerze powiedzieć, że moja pensja była warta tego wysiłku.


Teraz nie mam problemów z pieniędzmi, bo w domu, w którym pracuję, nie tylko dostaję pensję, ale jestem też karmiona. Jestem bardzo zadowolona z mojego miejsca pracy. Jestem wdzięczna Bogu za to, że dał mi siłę, by pracować trochę dłużej.


W tej beczce miodu jest jednak łyżka dziegciu. Moja synowa jest bardzo niezadowolona, że opiekuję się cudzym dzieckiem zamiast własnym wnukiem. Synowa jest na urlopie macierzyńskim, syn ma świetną pensję i niczego sobie nie odmawiają. Mój wnuk ma jeszcze rok i potrzebuje tylko mamusi.


Kiedy ostatni raz przyjechałam odwiedzić rodzinę syna, oni i żona robili mi wyrzuty, że zamiast własnego wnuka niańczę cudze dziecko. Ale czy mój syn nie rozumie, że nie podcieram pupy cudzemu dziecku za darmo?


Nie potrafię znaleźć odpowiednich słów, aby mój syn w końcu zrozumiał, że to jest moja praca, która mnie karmi i nie pozwala mi zginąć.


Nie zamierzam stracić pracy z powodu kaprysów synowej i będę pracować tak długo, jak będę miała na to siłę. A jak pokażę im rachunki za media, to może wtedy mnie zrozumieją. Co o tym sądzisz?