Moja teściowa już dawno przeszła na emeryturę. Całymi dniami siedzi w domu, ale nie chce opiekować się naszym synem.
A z żyjącą babcią jesteśmy zmuszeni zwrócić się do niani, bo z przedszkolem nadal jest problem. Syn chodzi, ale najczęściej na zwolnienie lekarskie. Więc musimy sobie jakoś radzić.
Mojego męża poznałam na studiach. Kiedy zdaliśmy sobie sprawę, że jesteśmy dla siebie stworzeni, wynajęliśmy wspólne mieszkanie, a po ślubie pomyśleliśmy o kredycie hipotecznym, bo nie ma innego sposobu na rozwiązanie kwestii mieszkaniowej.
Moi rodzice dali pieniądze na pierwszą ratę. Jeśli chodzi o miesięczne płatności, byliśmy pewni, że sobie poradzimy. Nie wzięliśmy jednak pod uwagę wszystkich niuansów — przyszedł kryzys.
Co prawda mąż pracował, ale jego pensja została obcięta. I choćbyśmy nie wiem, jak zaciskali pasa, nie mogliśmy co miesiąc wpłacać pieniędzy do banku.
Poprosiliśmy więc teściową, żeby nam pomogła. Ona już wtedy siedziała w domu — odeszła z własnej woli na korzystną emeryturę.
Co prawda nie była zbyt zadowolona z perspektywy wspólnego życia, ale dała przyzwolenie na zamieszkanie z nią. Miałam nadzieję, że będę mogła zostawić syna z teściową i pójść do pracy, żeby szybko pozamykać wszystkie kwestie finansowe, ale tak się nie stało.
Teściowa odmówiła opieki nad wnukiem. Powiedziała, że nikt nigdy nie niańczył jej syna i ona tego nie zrobi z wnukiem. Dała do zrozumienia, że babcia to nie niania.
To było nieoczekiwane, ale zaakceptowaliśmy jej stanowisko. Znalazłam pracę zdalną i zaczęłam się jakoś wdrażać, jednak miałam związane ręce z powodu syna — potrzebowałam asystenta.
W innych sprawach byłyśmy na neutralnych relacjach. Z teściową nie miałam żadnych awantur ani konfliktów.
Nie wtrącała się w nasze życie i nie pouczała mnie, jak mam traktować dziecko. Nie krytykowała mnie i nie kazała dorównywać sobie, jako gospodyni, za co ją szanowałam.
Była idealną teściową, poza jednym niuansem — w ogóle nie interesowała się wnukiem. Mama tylko wzdychała i płakała, że jest daleko. Poza tym ona i mój ojciec wciąż pracowali, więc nie mogli mi w żaden sposób pomóc.
Miałam nadzieję, że kiedy mój syn pójdzie do przedszkola, będzie łatwiej, ale ten plan się nie powiódł. Często chorował, więc nie mogłam normalnie pracować.
Próbowałam łączyć pracę ze zwolnieniem lekarskim, ale dostawałam naprawdę grosze. Wszystkie zarobki wydawałam na leki. Jaki był więc sens pracy?
Próbowaliśmy z mężem jeszcze raz namówić teściową, ale usłyszeliśmy stanowcze "nie". Musieliśmy poszukać niani, bo po prostu nie było innego wyjścia.
Zdałam sobie sprawę, że to się bardziej opłaca. Jeśli awansuję, to pensja będzie odpowiednia.
Jednak nasza sytuacja jest absurdalna. Jest babcia, ale jakby jej nie było, bo dzieckiem zajmuje się niania.
Teściowa nie chce siedzieć z wnukiem nawet za pieniądze. Rozumiem, że ma do tego prawo, ale w naszej sytuacji mogłaby przyjść. Jest to rozwiązanie tymczasowe.