Od razu się polubiłyśmy i po kilku miesiącach mieszkania razem byłyśmy jak rodzina. Moi rodzice byli daleko, więc Alina zastępowała mi zarówno matkę, jak i ojca.

Kiedy w moim życiu pojawił się Jerzy, postanowiliśmy zamieszkać osobno. Właścicielka była szczęśliwa z naszego powodu i jednocześnie smutna, że ją opuszczam.

Zaproponowała nam nawet, żebyśmy zamieszkali u niej razem na takich samych warunkach, na jakich ja mieszkałam sama.

Jesteśmy jednak młodą rodziną, więc zdecydowaliśmy się wynająć osobne mieszkanie. Aby ułatwić nam wszystkim rozłąkę, wynajęliśmy mieszkanie w budynku sąsiadującym z mieszkaniem Aliny.

Odwiedzałam ją codziennie po pracy, a kiedy zaszłam w ciążę, razem chodziłyśmy na spacery do parku, a po porodzie razem chodziłyśmy na spacery z naszymi bliźniakami.

Alina bardzo pomagała mi przy dzieciach. W dowód wdzięczności postanowiliśmy z mężem zafundować jej wyjazd do sanatorium.

Po pobycie w sanatorium Alina wydawała się odżywać, ale wkrótce okazało się, że jest chora. Jerzy i ja zrobiliśmy wszystko, co możliwe, aby ją uratować, jednak choroba była silniejsza.

Kilka miesięcy później nasza Alina odeszła. Z jej rodziny pozostała tylko daleka siostrzenica, która nawet nie przyszła na pogrzeb.

Dlatego wraz z mężem wzięliśmy na siebie wszystkie wydatki i obowiązki związane z pochówkiem.

Po miesiącu wszedł w życie testament, zgodnie z którym zostawiła nam swoje mieszkanie. Na początku byłam bardzo szczęśliwa, ponieważ młodej rodzinie z dwójką dzieci nie jest łatwo wynająć mieszkanie.

Wkrótce jednak zaczęłam mieć wyrzuty sumienia i coraz częściej zaczęłam myśleć o odnalezieniu siostrzenicy zmarłej i przekazaniu jej mieszkania.

Od czasu do czasu dochodzę do siebie i odganiam te myśli, bo Jerzy i ja zasługujemy na to mieszkanie.

Ono nie spadło nam z nieba. Od odejścia właścicielki minął już ponad rok, ale wciąż mam wątpliwości, czy dobrze zrobiłam.