Mój mąż i ja mamy jedyną córkę, jest naszym długo oczekiwanym i ukochanym dzieckiem, które rozpieszczamy tak bardzo, jak tylko możemy.
Nasza córka nigdy nie żądała od nas niczego, co mogłoby postawić nas w trudnej sytuacji. Ani mój małżonek, ani ja nie mamy wyższego wykształcenia, więc marzyliśmy, aby nasze dziecko je miało.
Na długo przed ukończeniem przez córkę szkoły średniej zaczęliśmy oszczędzać na jej studia, co pozwoliło jej dostać się na najbardziej prestiżową uczelnię w naszej okolicy.
Wtedy jednak pojawił się kolejny problem. Podczas jej studiów zaczęliśmy zauważać, że nasza córka zaczęła się zmieniać na gorsze, a wszystko przez to, że w tej instytucji edukacyjnej studiują dzieci bogatych ludzi.
Córka zaczęła domagać się, abyśmy ją wspierali, a także zaczęła robić nam wyrzuty, że nie możemy dać jej własnego domu, samochodu i jachtu. Od czasu do czasu grozi nam, że rzuci szkołę, jeśli nie spełnimy jej żądań i mówi, że wstydzi się tego, że pochodzi z biednej rodziny.
Dlaczego dziecko ze zwykłej rodziny czuje się tam gorsze? Jeśli spojrzeć na to w ten sposób, to uczelnia jest miejscem, w którym zdobywa się wykształcenie, aby znaleźć normalną pracę, a nie miejscem, w którym pokazuje się, ile pieniędzy mają rodzice.
Nie rozumiem, po co w ogóle idą tam dzieci bogatych rodziców, skoro i tak tam nie studiują, tylko kupują dyplomy. Oczywiście, może bogaci ludzie śmieją się z mojej córki, bo nie ma takich pieniędzy, ale nie możemy nadążyć za tymi, którzy mają miliony dolarów.
Uważam, że rzucenie szkoły, bo rodzice nie mają milionów pod poduszką, to szczyt głupoty, bo to świetna okazja, by w przyszłości żyć lepiej niż ojciec i matka.
Teraz siedzę i zastanawiam się, jak mogę przekonać moją córkę, by nie goniła za dziećmi bogatych rodziców...