Kiedyś poprosiłam go, żeby pomógł mi przenieść graty do domku letniskowego, od razu się zgodził, a potem zadzwoniła synowa i zaczęła na mnie krzyczeć — skarży się Irena.

Powiedziała, że nie mam sumienia, że przeszkadzam jej mężowi w dniu wolnym, a on ma roczne dziecko. Zaczęła mieć do mnie pretensje, że powinnam wezwać taksówkę i nie niepokoić ich rodziny.

Powiedziałam jej wprost: zapłacisz za taksówkę? Prychnęła coś na pożegnanie i rozłączyła się. Jestem do tego przyzwyczajona. Zadzwoniłam do syna i powiedziałam mu, że jadę pociągiem. Myślałam, że mnie od tego odwiedzie, ale usłyszałam: "Jak chcesz". Poczułam się urażona. Wtedy zrozumiałam, że nie ma sensu liczyć na jego pomoc.

Kobieta nie mogła znaleźć wspólnego języka ze swoją synową, były zbyt różne. Daria trzymała się na dystans i nie pozwalała Irenie zbliżać się do swojej rodziny. Nie lubiła rozmawiać z teściową, nie zapraszała jej do siebie — zawsze musiała o to prosić.

Jeśli nie odezwiesz się do niej słowem, od razu bierze wszystko w karby. Kiedy matka Andrzeja zmęczyła się dostosowywaniem się do synowej, postanowiła komunikować się tylko z synem.

Ale synowej też się to nie podobało — widzisz, krewna odciąga męża od rodziny swoimi telefonami i prośbami.

Pewnego razu, po kolejnej kłótni z synową, Irena spotkała w parku ciężarną dziewczynę. Siedziała i płakała. Kobieta przysiadła się do niej i zaczęła ją uspokajać. Jak się okazało, przyszła matka nie miała gdzie mieszkać, a termin porodu się zbliżał. Chłopak ją zostawił, rodzice wygonili, dyrektor zwolnił...

Irena zlitowała się i zabrała dziewczynę do siebie. Teresa miała 26 lat i była miesiąc przed porodem. Gdy tylko nowa lokatorka pojawiła się w mieszkaniu Ireny, gospodyni zaczęła mieć problemy z sercem.

W końcu kobieta trafiła do szpitala. Teresa odwiedzała ją codziennie, nosiła domowe jedzenie i biegała do lekarzy. Jej syn nawet o tym nie wiedział, bo od dwóch tygodni ani razu do niej nie zadzwonił.

Potem urodziła się córka Teresy i cała trójka zamieszkała razem. Dziewczyna okazała się bardzo gospodarna i miła, pomaga Irenie i nieustannie dziękuje jej za pomoc. Słucha rad doświadczonej kobiety i nie boi się zostawić z nią córki.

Znalazła nawet pracę na pół etatu, aby jakoś zrekompensować wszystko, co robi dla niej Irena.

Ale syn nie dzwoni, mimo że minęło 7 miesięcy. Może matka już nie żyję. Nikogo to nie obchodzi!

Sporządziłam testament dla Teresy. Ona i jej córka bardziej potrzebują mojego mieszkania, zasługuje na taki prezent. Kiedy mój syn się o tym dowiedział, rozpętała się burza. Zaczął dzwonić sto razy dziennie, przyjeżdżał w odwiedziny, kazał Darii prosić o wybaczenie.

Zadzwonił nawet do dalekich krewnych i powiedział, że mama oszalała — wpuściła do domu oszustkę. Wszyscy zaczęli robić kobiecie wyrzuty. Zamieniła syna na obcą dziewczynę. Krewni jednym głosem mówili, że Teresa dopnie swego i zniknie z horyzontu.

Moja siostra dzwoni i mówi, że moja Terenia nie będzie mi pomagać. A Darka będzie? Nie chcą mnie znać, obca traktuje mnie lepiej, po prostu nie znają prawdy, wierzą tylko w słowa syna.

Czy siostra Ireny ma rację? Czy powinna była przekazać mieszkanie pierwszej napotkanej kobiecie? Czy obca kobieta się nią zaopiekuje?