Uważa, że doprowadziłam ich rodzinę do rozwodu. Chociaż nie jestem niczemu winna, córka sama poprosiła o pomoc.

Ala wyszła za mąż, gdy miała 18 lat. Poznali się z Andrzejem, gdy tylko wrócił z wojska. I tak zaczęło się to miłosne szaleństwo. Natychmiast porzuciła studia i poszła na dno, nie chciała nawet słuchać moich rad.

Nie chcieli mieszkać w wynajętym mieszkaniu. Na początku wszystko było normalnie i pierwszy raz po ślubie się dogadywaliśmy. Potem córka zaszła w ciążę i zaczęła się mnie czepiać, mówiąc, że gotuję, a ona wymiotuje.

Nalegałam, żeby się wyprowadziła. Uzgodniliśmy ze swatami, że dołożymy się do mieszkania nowożeńców, bo zdawaliśmy sobie sprawę, że ich samych na to nie stać. Próbowałam zadzwonić do ojca córki, myślałam, że w jakiś sposób przyczyni się do rozwiązania kwestii mieszkania.

Ale on powiedział, że zapłacił alimenty i nic więcej nie jest nam winien. Kiedy córka urodziła, bardzo jej pomagałam. Cały wolny czas spędzałam z wnuczką, żeby młoda mama mogła odpocząć i się wyspać.

Wkrótce Ala zaczęła udawać, a nawet wymyślać niektóre choroby, aby zrzucić na mnie obowiązki rodzicielskie. Często pozwalałam dzieciom wychodzić na randki, do kina i restauracji, pojechali nawet razem na 10-dniowe wakacje.

Uwielbiałam opiekować się wnuczką, więc nie było to uciążliwe. Oczywiście byłam szalenie zmęczona, ale czego się nie robi dla szczęścia córki. Kiedy wrócili do domu z podróży, zaproponowałam zięciowi, żeby zrobił remont.

Akurat odpoczywał po pracy, chociaż jego grafik jest wolny. Przywiozłam im materiały budowlane i zabrałam wnuczkę do siebie na dwa tygodnie.

Wysłałam też do nich ekipę robotników, żeby zięć za bardzo się nie przemęczał. Wtedy pojawiły się oskarżenia pod moim adresem. Widzisz, Andrzejowi nie podobało się, że ja tu rządzę.

A co można zrobić, jeśli nie można uzyskać od niego żadnej inicjatywy? Po remoncie nasza komunikacja się rozpadła. Dzieci wynajęły w tajemnicy nianię, żeby nie wchodzić mi w drogę.

Ja oczywiście obraziłam się na nich, ale w urodziny zadzwoniłam do wszystkich krewnych. Moja córka i wnuczka przyjechały same. Zięć nawet nie złożył mi życzeń przez telefon. Z jakiegoś powodu poczułam się urażona. Pomogłam im, zapłaciłam za naprawę...

Czy zasłużyłam na taką postawę? Zięć nakrzyczał na mnie, że denerwuję go swoimi poleceniami. On jest szefem swojego domu i nie chce mnie tam. Nie wiem, może rzeczywiście przesadziłam z tą pomocą, ale chciałam jak najlepiej.

Teraz moja córka cały czas kłóci się z mężem i obwinia o to mnie. Płacze mi do telefonu, narzeka. Okazuje się, że zięć już mówi o rozwodzie. Wnuczki w ogóle nie mam, nawet nie słyszę jej głosu w telefonie.