Pierwsze dwie ciąże dały mi i mojemu mężowi, a także, jak kiedyś myślałam, wszystkim naszym krewnym, dwie wspaniałe dziewczynki, półtoraroczną Natalkę i Anię.

Teraz z radością kładą ręce na moim brzuszku i śmieją się radośnie, gdy czują, jak ich mały braciszek się porusza.

Ale dziadkowie dziewczynek, czworo z nich jednym głosem, od sześciu miesięcy mają nam za złe naszą decyzję o posiadaniu trójki dzieci.

I to ci dziadkowie, rozpieszczający swoje wnuczki i zdający się promieniować samą dobrocią i miłością do dzieci.

Oprócz moich bliskich nagle zauważyłam, że zaczęli dziwnie patrzeć na mnie na ulicy zupełnie obcy ludzie, powinni być zupełnie obojętni na moją sytuację, ale — nie.

Wychodzę z dziewczynami na spacer i łapię spojrzenia na sobie — zdumione, współczujące, a czasem nawet agresywne. Słyszałam o dość powszechnej opinii, że kobiety rodzą po to, żeby dostać jakieś zasiłki i dodatki.

My z Szymkiem nie mieliśmy takich celów. Dobrze zarabiamy, jak niektórzy mówią, nie zamierzamy hodować biedy, a nawet jeśli ktoś ma mało pieniędzy, co jest złego, gdy na świecie pojawia się nowe życie, otoczone troską, miłością i uwagą?

Strasznie jest wchodzić do komunikacji miejskiej z brzuszkiem i córkami, z reguły ustępują miejsca, ale inni od razu mruczą gdzieś za moimi plecami:

"Z takim 'przedszkolem' powinnaś wziąć taksówkę!"

To samo dzieje się w kolejce w sklepie, wydaje się, że przepuszczą cię do kasy, ale od tyłu: "Co, nie możesz zostawić dzieci w domu, ciągną je ze sobą, żeby wszędzie wejść bez kolejki!".

Czasem kasjerki pomagają, krzycząc na takich gorliwych ludzi, a czasem nawet zaciskają usta, mówiąc:

"Dobrze mówisz, obywatelu".

Oni mają ten tekst wypisany na czołach!

A jeśli zechcemy urodzić czwarte czy piąte dziecko?! Nikt nie może mi tego zabronić!

Ludzie, opamiętajcie się, to są dzieci, my dla nich żyjemy, nam kiedyś dano życie, dlaczego uważacie, że czyjeś małe, kruche dziecko można zniszczyć wiadomą "wizytą" u lekarza?!