W wieku 57 lat zmarł Jacek Gaworski – paraolimpijczyk, srebrny medalista igrzysk w Rio de Janeiro, wielokrotny mistrz Polski, Europy i świata w szermierce na wózkach. Dla tysięcy kibiców był kimś więcej niż sportowcem. Był człowiekiem, który pomimo ogromnego bólu, nigdy nie przestał wierzyć w życie.
Informację o jego śmierci przekazała w mediach społecznościowych żona sportowca. „Zdjął zbroję, założył skrzydła” – napisała, dziękując wszystkim, którzy przez lata wspierali Jacka w walce z chorobą. Ta walka była prawdziwie heroiczna – Gaworski zmagał się jednocześnie z agresywną odmianą czerniaka oraz stwardnieniem rozsianym.
Ostatnie miesiące życia były dla niego wyjątkowo trudne. W jednym z wywiadów przyznał: „Ból towarzyszy mi w każdej sekundzie. Bez leków nie jestem w stanie normalnie funkcjonować. Czuję, jakby ktoś łamał mi kości”. Mimo to – trenował, startował, inspirował. Nie skarżył się. Pokazywał, że siła ducha potrafi być potężniejsza niż każda diagnoza.
Jego największym sportowym sukcesem był srebrny medal paraolimpiady w Rio w 2016 roku. Ale dorobek Jacka Gaworskiego to znacznie więcej niż medale. To dziesiątki wzruszających spotkań z młodzieżą, udział w akcjach charytatywnych, setki słów otuchy kierowanych do osób chorych i niepełnosprawnych. Był ambasadorem nadziei.
Dla swojej żony był „miłością życia”. Dla środowiska – wojownikiem z uśmiechem. Dla wielu – wzorem. Zmarł tuż przed swoimi 58. urodzinami. Do końca marzył o tym, by jeszcze raz stanąć na planszy, poczuć sportowe emocje, dotknąć życia bez bólu.
Dziś polski sport pochyla głowę w geście żalu i szacunku. Jacek Gaworski nie żyje, ale jego siła, odwaga i postawa zostaną w pamięci jako jedno z najczystszych świadectw człowieczeństwa.