W wieku 71 lat zmarł James Foley, wybitny amerykański reżyser i scenarzysta, autor niezapomnianych produkcji, takich jak „Glengarry Glen Ross”, „House of Cards” czy „Pięćdziesiąt twarzy Greya”. Twórca zmarł we śnie po długiej walce z rakiem mózgu. Informację o jego śmierci przekazał przedstawiciel w rozmowie z „The Hollywood Reporter”.

Foley przez dekady łączył kino artystyczne z komercyjnym sukcesem. Zyskał reputację reżysera, który potrafił zarówno wydobyć z aktorów ich najlepsze kreacje, jak i tchnąć życie w pozornie konwencjonalne scenariusze. Jego twórczość była nieprzewidywalna, ale zawsze świadoma i autorska.

Choć świat zapamiętał go przede wszystkim jako autora „Glengarry Glen Ross” – przejmującego dramatu o świecie bezwzględnej sprzedaży i ludzkich ambicji – James Foley był twórcą wszechstronnym. Jego dorobek obejmuje thrillery („Fear”, „The Corruptor”), dramaty („Two Bits”, „The Chamber”), kino sensacyjne („Confidence”, „Perfect Stranger”) oraz telewizję („House of Cards”).

W ostatnich latach zyskał nową falę popularności jako reżyser dwóch ostatnich części ekranizacji bestsellerowej trylogii „Pięćdziesiąt twarzy Greya”. Choć krytycy byli podzieleni, Foley udowodnił, że potrafi nadać nawet kontrowersyjnemu materiałowi styl, rytm i napięcie.

Nie można pominąć również wkładu Foleya w świat teledysku. Jako jeden z najbliższych współpracowników Madonny, stworzył kultowe klipy: „Live to Tell”, „Papa Don’t Preach” i „True Blue”. Jego umiejętność łączenia obrazów z emocją i narracją sprawiła, że wideoklipy Madonny przeszły do historii popkultury – nie jako dodatki do piosenek, lecz jako samodzielne dzieła sztuki wizualnej.

James Foley był twórcą, który celowo unikał jednej estetyki czy gatunku. W wywiadzie dla „The Hollywood Reporter” powiedział:

„Najgorsze w tej branży jest to, że zostajesz zaszufladkowany. Najlepsze – że mnie to nie spotkało.”

Był reżyserem, który zawsze podążał za własnym instynktem, nawet jeśli prowadził on do ryzykownych projektów. Nie bał się artystycznych wyzwań, nie uciekał od popkultury i nie rezygnował z autentyczności.

James Foley zmarł 8 maja 2025 roku, po długim okresie zmagania się z rakiem mózgu. Odszedł we śnie, w spokoju, pozostawiając po sobie dorobek, który będzie analizowany i wspominany przez dekady.

Na początku tego samego roku świat kina pożegnał również innego giganta – Davida Lyncha. Teraz dołączył do niego Foley – artysta mniej kontrowersyjny, ale równie ważny. Cichy budowniczy narracji, mistrz aktorskiego niuansu, człowiek obrazu i rytmu.

Jego filmy nie krzyczały – one opowiadały. Dziś świat kina żegna reżysera, który rozumiał, że historia jest tylko wtedy ważna, gdy niesie prawdę. James Foley – dziękujemy za prawdę, którą umiałeś pokazać kamerą.