Minister rodziny, pracy i polityki społecznej Agnieszka Dziemianowicz-Bąk zapowiedziała kluczowe rozmowy z ministrem finansów Andrzejem Domańskim. Celem jest wypracowanie stanowiska rządu wobec projektów Lewicy i NSZZ „Solidarność”, które już trafiły do Sejmu.

Oba projekty zakładają możliwość wcześniejszego przejścia na emeryturę przez osoby objęte nowym systemem emerytalnym, jeśli wykażą odpowiedni staż ubezpieczeniowy — 35 lat dla kobiet i 40 lat dla mężczyzn. Dotyczy to osób urodzonych po 31 grudnia 1948 r., które nie mogą pracować do osiągnięcia ustawowego wieku emerytalnego ze względu na wyczerpanie zdrowotne.

– Emerytury stażowe to nie przywilej, ale wyraz elementarnej sprawiedliwości wobec tych, którzy przepracowali całe dekady – mówi minister Dziemianowicz-Bąk. Zaznacza, że rząd analizuje propozycje i prowadzi wewnętrzne konsultacje. Temat był już przedmiotem obrad Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów.

Poparcie dla reformy wyraził także przewodniczący NSZZ „Solidarność” Piotr Duda, który od lat apeluje o takie rozwiązania. – Nie można wymagać od ludzi, którzy pracują od młodości w ciężkich warunkach, by czekali do 65. roku życia na emeryturę – podkreśla związkowiec.

Nie brakuje jednak głosów ostrożnych. Ministerstwo Finansów szacuje, że jeśli wszyscy uprawnieni skorzystaliby z nowej możliwości, koszt dla budżetu mógłby sięgnąć 24 miliardów złotych rocznie. To poważne wyzwanie, zwłaszcza w kontekście napiętego planu finansowego państwa.

Z kolei Zakład Ubezpieczeń Społecznych przypomina, że nawet jeśli Sejm przegłosuje ustawę, konieczne będzie wdrożenie modyfikacji w systemach informatycznych ZUS. To oznacza co najmniej 12 miesięcy vacatio legis.

Według szacunków, już w pierwszym roku obowiązywania reformy, emeryturę stażową mogłoby otrzymać nawet 380 tysięcy Polaków.

Czy reformę uda się przeprowadzić? Kluczowe będą najbliższe tygodnie i rozmowy w rządzie. Decyzja w tej sprawie może wpłynąć na życie setek tysięcy osób, które przez dziesięciolecia tworzyły fundament polskiego rynku pracy.