Jedną z nich był Jack Lilley – aktor, kaskader i mentor, którego nazwisko może nie gościło codziennie na afiszach, ale bez którego wiele kultowych produkcji nie byłoby tak wyjątkowych. Zmarł 19 marca, w wieku 91 lat.

Choć w Polsce jego twarz mogła być mniej rozpoznawalna, to każdy, kto kocha klasyczne westerny, z pewnością widział go na ekranie – czy to w siodle, czy w roli niezłomnego woźnicy, czy też jako kaskadera, bez którego nie powstałaby ani jedna scena pościgu.

Jack Lilley zaczął karierę w czasach, gdy w Hollywood panowała moda na westerny. Już w latach 40. zdobywał doświadczenie na planach takich seriali jak „Zorro”, „Wagon Train” czy „Death Valley Days”. Jego filmografia to prawdziwa podróż przez historię amerykańskiego kina: „Maverick”, „Rawhide”, „Gunsmoke”, „The High Chaparral”, „Płonące siodła” – każdy z tych tytułów miał w tle jego ciężką, często niewidoczną, ale bezcenną pracę.

Najwięcej serc zdobył jednak dzięki kultowemu „Domkowi na prerii”, gdzie pracował jako koordynator kaskaderów i często występował jako dubler Michaela Landona. Wnosił spokój, profesjonalizm i serce, ucząc młodszych, wspierając kolegów i tworząc na planie prawdziwą rodzinę.

Melissa Gilbert, serialowa Laura Ingalls, podzieliła się wzruszającym wspomnieniem:

„Lilley nauczył mnie, jak jeździć na koniu, gdy byłam jeszcze malutka. Był wobec mnie bardzo cierpliwy. Nigdy nie powiedział ‘nie’, kiedy prosiłam go, żeby zabrał mnie na przejażdżkę” – napisała w emocjonalnym poście.

Dodała też:


„Usłyszałam znajomy głos: 'Hej, Halfpint, ty stary szczurku!!!'. W tym momencie wiedziałam, że jestem w domu.”

Rodzina Jacka poinformowała o jego śmierci w poruszającym oświadczeniu:

„Straciliśmy giganta wśród ludzi. Jack Lilley, znany jako kaskader, gospodarz, aktor i nasz tata, odszedł spokojnie 19 marca 2025 roku.”

Choć jego nazwisko nie było zawsze na pierwszym planie, to wkład Lilleya w amerykańską kinematografię jest nieoceniony. Był cichym bohaterem srebrnego ekranu – człowiekiem, który z pasją i oddaniem przez siedem dekad budował magię kina. Jego odejście to koniec pewnej epoki.