Za ścianą słyszałam ich rozmowę.
— Mareczku, powinieneś mnie posłuchać. Wiesz, że chcę dla ciebie jak najlepiej.
— Wiem, mamo…
— To po co jej pozwalasz się tak traktować? Kiedyś byłeś inny, silniejszy.
— Mamo, proszę…
— Ta dziewczyna tylko cię ogranicza. Powinnaś mieć kogoś, kto o ciebie dba.
Nie chciałam słuchać więcej.
Nie musiałam.
Słyszałam to samo przez lata.
Kiedy wyszłam za Marka, myślałam, że jesteśmy partnerami.
Że razem stworzymy życie, w którym tylko my będziemy podejmować decyzje.
Nie wiedziałam, że w naszym związku jest jeszcze ona.
Jego matka zawsze była blisko.
Zbyt blisko.
— Mareczku, na pewno chcesz taką żonę? Ona nie gotuje tak dobrze jak ja.
— Mareczku, nie pozwól, żeby cię kontrolowała.
— Mareczku, powinieneś przychodzić do mnie częściej.
Na początku myślałam, że to naturalne, że troszczy się o niego.
Ale potem zaczęłam zauważać, że każda decyzja w naszym małżeństwie…
nie należała do mnie.
Kiedy mówiłam, że chcę pojechać na wakacje, ona mówiła:
— A ja? Ja mam zostać sama?
Więc Marek odwoływał wyjazd.
Kiedy mówiłam, że chcę urządzić mieszkanie po swojemu, ona mówiła:
— Przecież Mareczek lubi, jak jest tak, jak u mnie.
Więc tapety zostawały, meble zostawały.
Ja nie miałam głosu.
Pewnego dnia zapytałam go wprost:
— Marek, kto jest dla ciebie ważniejszy: ja czy twoja matka?
Spojrzał na mnie z zakłopotaniem.
— Przecież wiesz, że kocham was obie tak samo.
Te słowa zabolały bardziej niż cokolwiek innego.
Nie chciałam z nim rywalizować.
Nie chciałam być na równi z jego matką.
Byłam jego żoną.
A jednak to nie ja rządziłam w naszym domu.
To ona decydowała o wszystkim.
Tego wieczoru, kiedy znów stał po jej stronie, spakowałam walizkę.
— Co robisz? — zapytał.
— Wybieram siebie — powiedziałam cicho.
Nie błagał, żebym została.
Nie zatrzymał mnie.
Bo wiedział, że matki nigdy nie opuści.
A ja?
Nie chciałam już być tą drugą kobietą w jego życiu.