Wszystko w tym domu przypominało mi przeszłość. Ściany, na których wciąż wisiały zdjęcia uśmiechniętych dzieci, mimo że od lat tu nie zaglądały. Kuchenny stół, przy którym każdego ranka podawałam im śniadanie, a teraz stał pusty, pokryty cienką warstwą kurzu.
Nigdy nie myślałam, że życie tak się potoczy.
Miałam plany, marzenia, ale z nich wszystkich najważniejsze było jedno – rodzina. Kiedy wyszłam za Piotra, wierzyłam, że razem zbudujemy coś, co przetrwa wszystko.
— Kochanie, nie musisz pracować — mówił, kiedy jeszcze byliśmy młodzi. — Będziesz zajmować się domem, a ja zadbam o resztę.
Wierzyłam mu. Zostałam w domu, rezygnując z własnych ambicji, ze swoich pragnień. Kiedy na świecie pojawiły się dzieci, to one stały się moim światem. Opiekowałam się nimi, dbałam o każdy najmniejszy szczegół ich życia. Byłam na wszystkich zebraniach, przygotowywałam im posiłki, pomagałam w nauce. Ich ojciec był zawsze zajęty, zawsze miał coś ważniejszego.
Ale ja byłam. Zawsze.
Pierwszy raz poczułam, że coś jest nie tak, kiedy dzieci dorosły i zaczęły oddalać się ode mnie.
— Mamo, nie mogę teraz rozmawiać, mam spotkanie. Zadzwonię później.
Tyle że później nigdy nie nadchodziło.
Kiedy odwiedzali mnie, zawsze się spieszyli.
— Mamo, nie mam dużo czasu, wpadłem tylko na chwilę.
— Mamo, może innym razem, dobrze?
A potem przestali przyjeżdżać w ogóle.
Zawsze sobie tłumaczyłam, że to normalne, że mają swoje życia, swoje rodziny. Ale czy naprawdę tak powinno być? Czy naprawdę po latach poświęceń jedyne, co mi zostało, to puste mieszkanie i telefon, który milczał przez tygodnie?
A potem przyszedł dzień, w którym Piotr powiedział mi prawdę.
— Chcę rozwodu.
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
— Co takiego?
— Spotkałem kogoś. Kogoś, kto mnie rozumie.
Serce mi stanęło.
— A ja? Ja cię nie rozumiem? — wyszeptałam.
Westchnął, jakby ta rozmowa go męczyła.
— Wiesz, jak to jest, Zosiu. Z czasem ludzie się od siebie oddalają. Jesteśmy razem tyle lat, ale już nic nas nie łączy.
Nic nas nie łączy?
— Przez lata dbałam o ten dom, o ciebie, o dzieci! — głos mi drżał. — Wszystko poświęciłam dla was!
— I to był twój wybór — rzucił sucho.
Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu.
— Kim ona jest?
Nie odpowiedział. Ale widziałam w jego oczach, że to nie było chwilowe zauroczenie. On już dawno podjął decyzję.
Wstał, sięgnął po kluczyki do samochodu.
— Jutro przyjadę po resztę rzeczy — powiedział tylko.
A potem wyszedł.
Zostałam sama.
Sama w domu, który kiedyś tętnił życiem. Sama przy stole, przy którym już nikt nie jadł. Sama w życiu, które oddałam innym.
Patrzyłam na telefon, licząc, że któreś z dzieci zadzwoni, zapyta, jak się trzymam.
Ale on milczał.
Przez całe życie byłam dla nich.
A teraz…
Nie miałam nic.