Mój wybraniec był sierotą. Wychowywała go prababcia. Ale ja niedawno owdowiałam. Babcia Maria nie miała nikogo poza nim. Czułam, że mam obowiązek jej pomóc. Od czasu do czasu przychodziłam więc do jej domu, by pomagać jej w pracach domowych i przynosić pieniądze.
Teraz jestem żoną po raz drugi, ale nie opuściłam Marii. Kiedy pracowałam, wszystko było w porządku. Miałam własne pieniądze, którymi mogłam sama zarządzać. Ale potem poszłam na urlop macierzyński i zaczęliśmy żyć z pensji męża.
Nie podobało mu się to, że wydawałam pieniądze z rodzinnego budżetu, ale starał się mnie zrozumieć. Moja teściowa do pewnego czasu nie wiedziała, że działam charytatywnie. Myślę, że nie dowiedziałaby się, gdyby nie jeden incydent.
Po ślubie wprowadziliśmy się tymczasowo do teściowej. Mieliśmy oszczędzać na kredyt hipoteczny na nasze własne mieszkanie. Niedawno babcia Maria nie radziła już sobie sama, a ja zdałam sobie sprawę, że po urodzeniu dziecka nie będę miała dla niej czasu.
Postanowiłam więc znaleźć dla niej opiekunkę. Dałam ogłoszenie do gazety. Kiedy zabrali mnie do szpitala, zapomniałam telefonu z domu. Nieszczęśliwym trafem zadzwoniono z ogłoszenia w tym samym momencie. Telefon odebrała moja teściowa.
Nic mi nie powiedziała, dopóki nie wróciłam ze szpitala. Ale wtedy dała mi ostry wycisk. Krzyczała, że wydaję pieniądze zarobione przez jej syna na obcą osobę.
Jeśli ta kobieta nie jest w stanie sama o siebie zadbać, powinna udać się do domu opieki. Tam się nią zajmą. Możesz też skorzystać z pomocy pracownika socjalnego. Ich zadaniem jest opieka nad takimi ludźmi.
Nie rozumiem, dlaczego moja teściowa przejmuje się naszymi pieniędzmi. Są nasze i to my decydujemy, na co je wydajemy. Poza tym nie jestem całkowicie na garnuszku męża.
Państwo płaci mi niezłą sumkę na dziecko. Z jej synem już dawno wszystko omówiliśmy i ustaliliśmy. On rozumie, że po ludzku nie da się zostawić babci samej.
Teściowa nie chce odpuścić. Prawie liczy, ile pieniędzy wydałam i gdzie je wydałam. Ciągle krzyczy, że marnuję pieniądze jej syna. On robi wszystko, co w jego mocy dla rodziny. W końcu mój mąż miał dość tego zachowania. Zaczął pouczać swoją mamę. Mówi, że przesadza.
A potem była historia. Po raz kolejny, kiedy zadzwoniłam, żeby dowiedzieć się, co słychać u Marii, nie odbierała. Od razu zaczęłam podejrzewać, że coś jest nie tak.
Musiałam do niej jechać. Ale mam w ramionach dziecko. Poprosiłam teściową o opiekę nad dzieckiem. Odmówiła. Nie miałam innego wyjścia, jak poprosić o pomoc sąsiadkę.
Kiedy dotarłam do domu babci Marii, okazało się, że nie pamięta, gdzie położyła telefon i jest on rozładowany. Po powrocie do domu natknąłem się na teściową. Odebrała już swojego wnuka od sąsiadki.
Natychmiast zaczęła mnie strofować za zostawienie dziecka z obcą osobą. Wyjaśniłam jej, że poprosiłam ją, aby spędziła z nim godzinę, ale odmówiła. Nie mogłam więc postąpić inaczej.
Kobieta zaczęła krzyczeć: "Jak długo to może trwać? Lepiej zaoszczędzić pieniądze, niż wydawać je na cudzą staruszkę. W końcu mieszkamy w tym mieszkaniu tymczasowo, potrzebujemy własnego lokum i nigdzie nam się nie spieszy"
Nie mogłam dłużej słuchać tych krzyków. Wzięłam dziecko i poszłam z nim do innego pokoju. Mój mąż został, żeby porozmawiać z mamą.
Kiedy ją odprowadził, powiedział mi, że zagroziła, że jeśli nadal będziemy pomagać nieznajomej, będziemy musieli opuścić mieszkanie. Zapytałam go, co powiedział. Powiedział, że jeśli musimy, to musimy. Nie zdawałam sobie sprawy, że mam tak wyrozumiałego męża.