Ale ostatnio jej bezczelność nie zna granic. Z okazji urodzin zażyczyła sobie wymyślnego prezentu. Chociaż dobrze wie, że jej krewni nie mają pieniędzy. I nawet jeśli wszystkie pieniądze zostaną zebrane, nie będą mogli sobie na to pozwolić.

Jej 70. urodziny będą za miesiąc...

Z tej okazji chce, abyśmy wyremontowali jej domek letniskowy. Teraz nadaje się on do mieszkania w ciepłym sezonie. Ale ona chce tam jeździć niezależnie od pory roku. W mieście jest duszno i głośno.

Aby było to możliwe, konieczne jest wprowadzenie szeregu istotnych zmian w domu: wykonanie instalacji wodnej, łazienki, zadbanie o ogrzewanie i izolację.

Oczywiście takie zmiany sporo kosztują. Nawet jeśli połączą się trzy rodziny, nadal nie będziemy w stanie za to zapłacić. Każdemu brakuje pieniędzy. W rodzinie syna jest on jedynym żywicielem rodziny.

My też mamy dziecko, choć jedno. Ja pracuję, ale to nie ułatwia nam poprawy budżetu. Z rodziców męża mama (młodsza siostra cioteczna) jest na emeryturze. Ojciec jest jedyną osobą, która zarabia. Wychodzi więc na to, że nikt nie ma dodatkowych pieniędzy.

Teściowie są zszokowani. To właśnie ich Aleksandra poinformowała niedawno o wyborze prezentu. Wcześniej jakoś radziła sobie z biżuterią i sprzętem AGD. Nie są to też zakupy budżetowe, ale jednak. Można na nie zaoszczędzić.

Siostra powiedziała, że ich na to nie stać. Postanowiliśmy powiadomić też ciotkę. Zadzwoniłyśmy we dwie na głośnomówiący, bo mój mąż jest niezdecydowany i ciotka mogłaby go zagiąć.

Zadzwoniliśmy, powiedzieliśmy jej, a ona powiedziała, że wszyscy spiskują, wszyscy mówią o braku pieniędzy. Nikt się tym nie przejmuje. A jej zmarły mąż planował remont chałupy. Teraz plujemy na jego ostatnie życzenie.

Tak, wujek chciał wyremontować domek, oczywiście, nie bez zachęty Aleksandry. Zawsze miała do niego podejście, jak powiedział mi mąż. Ale ukrywanie jego ostatniej woli to już przesada.

Mój mąż zaczął się usprawiedliwiać, wymieniając wszystkie nasze wydatki. A ja siedziałam i nie rozumiałam, dlaczego to robi. Przecież wcześniej jasno powiedzieliśmy, że nie stać nas na takie wydatki.

Próbowałam gestem powstrzymać męża, ale nie reagował. Kiedy jednak ciotka wpadła na genialny pomysł, by sprzedać nasz samochód i przekazać jej pieniądze na remont, postanowiłam zakończyć rozmowę. Wytknęłam kobiecie jej nietakt i bezczelność.

Wybuchła płaczem. Najwyraźniej była to najlepsza rzecz, jaka przyszła jej do głowy. Nigdy wcześniej nie użyła tego rodzaju manipulacji. Najwyraźniej chciała przemeblować domek. Nie słuchałam długo, wyłączyłam się.

Ciotka wyzywająco dąsała się na wszystkich i powiedziała, że urodzin nie będzie. No i dobrze, tak będzie nam łatwiej. Zaoszczędzimy nerwy i pieniądze. O tym pisaliśmy ostatnio: "Synowa zapytała, czy może mówić do mnie mamo": Córka tego nie zniosła

Obcy i bliscy potrafią zaskakiwać...

Ale nie zawsze bliski zaskakuje dobrze, a obcy źle. Pewnie dlatego tak bardzo lubimy powierzać swoje sekrety nieznajomym. Na przykład w pociągu. Jutro nie będziemy o sobie pamiętać, ale poczucie ciepła wsparcia zawsze jest cenne. Można też dodać nutkę tragizmu, bo partner dialogu i tak nigdy nie usłyszy drugiej strony. I właśnie dlatego nieznajomi czasami stają się bliżsi niż najbliżsi. Niech tak będzie, choć przez krótki czas.

Mój syn ożenił się, gdy miał zaledwie dwadzieścia lat...

I czy mogłam mieć coś przeciwko temu? Wychowywałam ich sama, nikt mi nie pomagał. Mój mąż odszedł, gdy byli jeszcze bardzo mali. Może dlatego mój syn szukał dziewczyny z sierocińca. Nic mi nie powiedział, spotkaliśmy się po cichu, bez specjalnych próśb. Ślub też nie był zbyt huczny. Co ja mogłam wskórać?

Żyją razem jako bratnie dusze. Chociaż, oczywiście, martwiłam się. Jak osoba wychowana w sierocińcu może stworzyć normalną rodzinę? Mimo wszystko widzę, że mają się dobrze. Ułożyli sobie jakieś życie, pies, dwa koty. Oboje pracują, to już trwa pięć lat. Mają dwójkę dzieci. Szczerze mówiąc, nie mogę się nacieszyć ich widokiem.

Uderzyło mnie to, że żona Krzysia, Aneta, która pochodzi z sierocińca, natychmiast podeszła do mnie i powiedziała: "Pani Olu, czy mogę nazywać panią mamą? Nie mam własnych rodziców, więc czy może pani być moją mamą? Oczywiście byłam trochę zaskoczona taką porywczością, wydawało mi się to nietaktowne, ale nie chciałam denerwować mojego syna. Pozwoliłam na to.

Choć moja synowa jest jeszcze młodym żółtodziobem, szybko się uczy i chłonie ode mnie wiedzę o byciu gospodynią i żoną. Przybiega do mnie, od razu zaczyna sprzątać, coś tam naprawia, ciasto już się piecze w piekarniku. Mówi, że wszystkim się zajmie, a potem pójdzie do apteki. I oto jestem już z zakupami, w posprzątanym mieszkaniu, z zestawem aptecznym, a ona daje mi buziaka w policzek i biegnie do domu. Żeby być z dziećmi, z Krzysiem.

Obcy i krewni

Na początku mnie to irytowało. Myślałam, że to bezczelna dziewczyna, wszędzie wtyka nos. Czy ja ją o coś prosiłam? Ale stopniowo złagodniałam. Bo ona jest prosta, pomysłowa. Nie ma w niej nic złego, nic niewypowiedzianego. Taka właśnie jest. Jest kobietą o anielskiej cierpliwości. Dodaje energii nie tylko sobie, ale i mnie. Zdałam sobie sprawę, że ta dziewczyna z sierocińca jest mi teraz o wiele bardziej bliska niż moja własna rodzina.

Tak, Krzyś ma starszą siostrę, Joannę. Tylko że ona nie wita nas zbyt serdecznie. Ona też wcześnie wyszła za mąż, ale facet, z którym się związała, jest przebojowy: mają majątek, dom, dwa samochody. I oczywiście mają dzieci. Ale jeśli często widuję dzieci Krzyśka, to rzadko widuję dzieci Joaśki. Poza tym Asia zauważyła, że bardzo lubię Anetę. I tu pojawił się problem.

Pewnego dnia córka powiedziała do mnie: "Dlaczego, mamo, tak ci zależy na synowej? Na przykład twój zięć, mój mąż, nie cieszy się takim zaszczytem. Dlaczego on jest gorszy? A ja, twoja własna córka, dlaczego popadłam w niełaskę?

Jak to się stało, że teraz więcej się do niej uśmiechasz, a do mnie nawet nie dzwonisz?" Mówię, Asia, ona przychodzi do mnie prawie codziennie, a ciebie widzę raz w miesiącu. Więc dlaczego miałabym jej nie szanować?

Aśka jest wściekła. "Ach tak", mówi. "To wybieraj - albo ja i moja rodzina, albo ten sierociniec! Zobaczysz, ona da ci jeszcze popalić. Wy wszyscy! Dopóki się z nią nie pożegnacie, nie chcę was znać. Ani mój mąż, ani moje dzieci nigdy tu nie przyjdą!"

I tak się stało. Dzięki Bogu, ani Krzyś, ani Anetka tego nie słyszeli. Tak mi wstyd, Boże! I nie mogę zrozumieć dlaczego? Bo synowa nazywa mnie mamą..."