Kiedy z Piotrem kupiliśmy nasze pierwsze mieszkanie, byłam najszczęśliwszą kobietą na świecie. Był to niewielki apartament w starej kamienicy, ale dla nas oznaczał początek nowego życia. Każda ściana, każdy mebel i każdy kąt tego miejsca były efektem naszych wspólnych starań. Wszystko mieliśmy na kredyt, ale wiedzieliśmy, że to nasz dom, nasza przystań. Nie spodziewałam się, że ktoś postanowi to podważyć.
Teściowa, pani Elżbieta, zawsze była osobą pewną siebie i nieco zaborczą, ale sądziłam, że chce dla nas jak najlepiej. Po przeprowadzce zaczęła nas częściej odwiedzać. Na początku myślałam, że chce nas wspierać – przynosiła domowe ciasta, doradzała w kwestiach dekoracji. Ale z czasem jej zachowanie zaczęło mnie niepokoić.
– „Wiecie, to mieszkanie przypomina mi moje młodzieńcze lata. Gdyby nie ja, Piotr nie miałby takiego startu w życiu” – mówiła pewnego dnia, kiedy siedzieliśmy przy kawie.
Jej słowa wydawały mi się wtedy niewinne, choć zauważyłam, że Piotr zamilkł i spuścił wzrok. Dopiero później zrozumiałam, co naprawdę miała na myśli.
Kilka tygodni później, podczas kolejnej wizyty, teściowa ogłosiła coś, co zabrzmiało jak wyrok.
– „Dzieci, musimy porozmawiać. Uważam, że to mieszkanie powinno należeć do mnie.”
Zamarłam. Piotr spojrzał na nią z niedowierzaniem, a ja nie mogłam uwierzyć, że naprawdę to powiedziała.
– „Mamo, co ty mówisz? To nasze mieszkanie, kupiliśmy je na kredyt!” – Piotr próbował zachować spokój, ale w jego głosie słychać było zdenerwowanie.
– „Owszem, ale gdyby nie pieniądze, które pożyczyłam wam na wkład własny, nie mielibyście tego mieszkania. Poza tym, spędzam tu tyle czasu, że czuję się, jakbym była u siebie. Myślę, że powinniście mi je przepisać.”
Zawsze wiedziałam, że teściowa jest stanowcza, ale jej słowa były jak cios. Pożyczone pieniądze? Tak, wspomniała o wsparciu, ale nigdy nie mówiła, że oczekuje czegoś w zamian. Piotr próbował tłumaczyć, że regularnie spłacaliśmy kredyt, że to nasz dom. Ale ona nie dawała za wygraną.
– „To sprawiedliwe. Piotr jest moim synem, a ty, Aniu, wiesz, że zawsze chciałam, żeby wszystko było w rodzinie. Poza tym, wy i tak pewnie kiedyś przeprowadzicie się do większego mieszkania. A ja mogłabym tutaj zostać.”
Przez kolejne dni atmosfera w domu była napięta. Piotr próbował przemówić swojej matce do rozsądku, ale każda rozmowa kończyła się kłótnią. Ja natomiast czułam się coraz bardziej obco w miejscu, które miało być moim domem.
Punktem kulminacyjnym była wizyta teściowej z prawnikiem.
– „Piotrze, Aniu, postanowiłam, że jeśli nie przepiszecie mieszkania na mnie, zgłoszę sprawę do sądu. Mam dowody, że pożyczyłam wam pieniądze na wkład własny.”
To była kropla, która przelała czarę goryczy. Piotr, do tej pory rozdarty między mną a swoją matką, w końcu postawił sprawę jasno.
– „Mamo, to mieszkanie należy do mnie i Ani. Jeśli zamierzasz nas szantażować, przestaniemy się widywać.”
Teściowa spojrzała na niego zszokowana, ale widząc jego determinację, zrozumiała, że tym razem nie wygra. Wyszła z mieszkania, trzaskając drzwiami. W tamtym momencie wiedziałam, że nasze relacje już nigdy nie będą takie same.
Dziś teściowa rzadko nas odwiedza. Piotr próbował odbudować z nią kontakt, ale wciąż czuć między nami dystans. Mieszkanie nadal jest naszą przystanią, choć czasem patrzę na jego ściany z mieszanką dumy i smutku. Tamten konflikt nauczył mnie, że nawet w najbliższej rodzinie mogą pojawić się zdrady i manipulacje.