Kiedy teściowa zamieszkała w mieszkaniu obok nas, wszystko zmieniło się w koszmar. Na początku myślałam, że to może być dobre rozwiązanie – będzie blisko, ale jednocześnie każdy będzie miał swoją przestrzeń. Myliłam się.


Pierwsze dni były spokojne. Pomagała mi w drobnych sprawach, a ja starałam się być wdzięczna. Ale szybko okazało się, że ma zamiar kontrolować każdy aspekt naszego życia.

Zaczęła przychodzić bez zapowiedzi, krytykować, jak prowadzę dom, a najgorsze było to, że miała klucze do naszego mieszkania. Często wchodziła, gdy mnie nie było, przemeblowując rzeczy według własnego uznania. Jej komentarze stawały się coraz bardziej agresywne.

"Dlaczego znowu ugotowałaś to? On tego nie lubi!" - mówiła do mnie, jakby to ona znała lepiej mojego męża.


Każda nasza prywatna rozmowa kończyła się jej niezapowiedzianym pojawieniem się. Czułam, że tracimy jakiekolwiek intymne życie. Mąż próbował ją uspokoić, ale jego słowa nie miały na nią wpływu. Twierdziła, że tylko chce nam pomóc, ale w rzeczywistości zaczęłam czuć, że nas kontroluje. Kiedy wieczorem siedzieliśmy razem na kanapie, nagle słyszeliśmy jej pukanie – jakby czekała za drzwiami, by wejść, gdy tylko zrobi się ciszej.


Najgorsze jednak było to, jak zaczęła wtrącać się w nasze kłótnie. Czasem miałam wrażenie, że podsłuchuje przez ściany. Gdy tylko się sprzeczaliśmy, zawsze była gotowa wkroczyć, stanąć po stronie męża i skrytykować mnie za wszystko. Czułam, że zamiast żyć własnym życiem, staliśmy się marionetkami w jej rękach.


Codzienność stała się nie do zniesienia. Teściowa była wszędzie – w naszym mieszkaniu, w naszych rozmowach, w naszych decyzjach. Przestałam czuć, że to jest mój dom.