Z narzeczonym planowaliśmy ślub od dłuższego czasu. Wszystko miało być idealne – wymarzona ceremonia, przyjaciele, rodzina, a nawet sukienka, którą kupiłam kilka miesięcy temu, czeka już w szafie. Ale coś w moim sercu zaczęło się zmieniać. Na początku były to drobne wątpliwości, które ignorowałam. Mówiłam sobie, że to stres przed wielkim dniem, że to normalne. Jednak im bliżej było do ślubu, tym te myśli stawały się coraz głośniejsze.


Każde nasze spotkanie, każda rozmowa z narzeczonym zaczęła przynosić ze sobą uczucie, że nie jesteśmy dla siebie stworzeni. Zaczęłam zauważać rzeczy, które wcześniej ignorowałam: jego podejście do życia, sposób, w jaki mnie traktował, brak wsparcia w trudnych chwilach. Coraz częściej czułam się samotna, choć on był tuż obok. Wydawało mi się, że widzę w nim obcą osobę, której nie potrafię pokochać.


Kilka tygodni temu miał miejsce pewien incydent, który uświadomił mi, że nie chcę spędzić z nim reszty życia. Pokłóciliśmy się o drobiazg, a jego reakcja była chłodna, obojętna. Zamiast starać się znaleźć wspólne rozwiązanie, wycofał się, jakby nasze problemy nie miały dla niego znaczenia. To wtedy dotarło do mnie, że ten związek nie przynosi mi szczęścia, a decyzja o małżeństwie byłaby największym błędem mojego życia.


Teraz stoję przed największym dylematem – jak powiedzieć mu, że przy ołtarzu powiem „nie”. Wiem, że zranię go i nasze rodziny, ale nie mogę poświęcić swojego życia dla iluzji szczęścia. Ślub powinien być początkiem nowego etapu, pełnego miłości i zrozumienia, a ja czuję tylko strach i niepewność.