Czterdzieści lat. Tyle lat spędziliśmy razem. Przez wszystkie te lata byłem pewien, że zbudowaliśmy coś trwałego, coś, co przetrwa wszelkie burze. Nigdy bym nie pomyślał, że największy cios nadejdzie w chwili, gdy najbardziej potrzebowałem wsparcia.


Wszystko zaczęło się niewinnie – bóle, które z początku zignorowałem, stopniowo narastały.

W końcu trafiłem do lekarza, a diagnoza była jak wyrok. Ciężka choroba, wymagająca długotrwałego leczenia i rehabilitacji. Wiedziałem, że czeka mnie trudna walka, ale wierzyłem, że przetrwamy ją razem. Przez lata wspieraliśmy się nawzajem, więc byłem pewien, że i teraz żona będzie przy mnie.


Jednak rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Z dnia na dzień widziałem, jak jej cierpliwość się wyczerpuje. Każda moja prośba o pomoc, każda potrzeba spotykała się z jej rosnącą irytacją. Czułem, że coś się zmienia, ale nie chciałem wierzyć, że to może być koniec. Przecież przeżyliśmy razem tyle lat...


Pewnego dnia, kiedy wróciła ze spaceru, oznajmiła mi, że odchodzi. Powiedziała to zimnym, wypranym z emocji głosem, który przyprawił mnie o dreszcze. Nie mogłem w to uwierzyć. Po 40 latach małżeństwa, w chwili, gdy byłem najsłabszy, ona zdecydowała się mnie zostawić. Nie pytałem dlaczego, nie prosiłem, żeby została. Moje serce pękło na milion kawałków, a w mojej głowie pojawiła się pustka.


Spakowała walizkę, zostawiła klucze na stole i wyszła. Nie było łez, nie było pożegnania. Zostałem sam, w ciszy, której echo odbijało się od ścian naszego wspólnego domu. Domu, który nagle stał się zimny i obcy.


Dni po jej odejściu zlewały się w jedno. Każdy poranek był jak powrót do koszmaru. Moje zdrowie pogarszało się, ale ból fizyczny był niczym w porównaniu do tego, co czułem w sercu. Przez lata budowaliśmy nasz świat, a ona jednym ruchem zniszczyła wszystko, co miało dla mnie znaczenie.


Nie rozumiem, jak mogła to zrobić po tylu wspólnych latach. Jak mogła odejść, gdy najbardziej jej potrzebowałem? Te pytania dręczyły mnie każdego dnia, ale odpowiedzi nigdy nie znalazłem. Może to była dla niej za duża odpowiedzialność, może nie mogła znieść widoku mojego cierpienia. A może po prostu już mnie nie kochała. Nigdy się tego nie dowiem.