Ale ignoruje nasze dziecko. Kiedy proszę ją o opiekę nad synem, zawsze szuka jakiejś wymówki: ma pracę albo źle się czuje.


Mój mąż jest rozwiedziony od dłuższego czasu. Inicjatorką rozwodu była jego żona, mimo że dziecko miało zaledwie rok. Udało im się jednak utrzymać normalne relacje. Mąż aktywnie uczestniczy w życiu starszego syna i pomaga finansowo.


Od początku wiedziałam o dziecku, ale to tło nie wprawiło mnie w najmniejsze zakłopotanie. W końcu każdy ma swoje szkielety w szafie. Co więcej, byłam pewna, że posiadanie dziecka w żaden sposób nie wpłynie na jakość naszego życia.


Pobraliśmy się, gdy jego syn miał już trzy lata. Byłam już wtedy w ciąży - urodziłam sześć miesięcy po ślubie. Pensja mojego męża wystarczała na utrzymanie rodziny i pasierba, więc żyło nam się dobrze.


Relacje z teściową były neutralne. Była bardzo niezadowolona z faktu, że jej syn nie utrzymał pierwszego małżeństwa. Nie wtrącała się jednak w nasze życie i nie dawała mi rad. Nie mogłam się nacieszyć, że mam taką złotą teściową.


Moja teściowa pojawiła się tylko na wypisie ze szpitala położniczego, a potem zniknęła. Rzadko dzwoniła i przyjeżdżała tylko na święta. Wiedziałam, że nadal utrzymuje kontakt ze swoją byłą synową. Miały bardzo dobre relacje, a syn mojego męża regularnie odwiedzał babcię i zostawał u niej na noc.


Kiedy mój syn był mały, nie przejmowałam się tym zbytnio. Mąż pomagał mi w razie potrzeby. Jednak kiedy przyszedł czas na przedszkole i ciągłe zwolnienia lekarskie, zdałam sobie sprawę, że nie poradzę sobie bez pomocy. Kiedy szef po raz pierwszy wspomniał o zwolnieniu z pracy, zwróciłam się o pomoc do teściowej.


- Przepraszam, ale boję się zostać z chorym dzieckiem! - powiedziała.


Pomogła mi emerytowana sąsiadka. Nie było nas stać na nianię. Gdybym płaciła za jej usługi w całości, nie miałabym sensu pracować. Moi rodzice mieszkali daleko, więc nie było możliwości na nich polegać.


Wtedy dotarło do mnie, że moja teściowa wcale nie chce być babcią dla naszego dziecka. Nie chciała z nim siedzieć ani chorym, ani zdrowym. Pójść na spacer? Babcia ma nadciśnienie! Odebrać go z przedszkola? Babcia idzie do kina! Zabrać go do domku letniskowego? Już się umówiła ze starszym wnukiem.


I to nie jest przypadek, to głupia wymówka. Z jakiegoś powodu opiekuje się starszym w każdych okolicznościach, pomimo własnego zdrowia i wszelkich zmartwień. Z drugiej strony nasz syn nie jest dla niej dobry. Nawet nie rozpoznaje swojej babci. Jaki jest tego powód?


Moja teściowa nie odpowie wprost na to pytanie. Zawsze jest wymijająca. Nie chcę już zwracać się do niej o pomoc. Mój mąż ma nadzieję, że kiedy mój syn dorośnie, jego matka zmieni swój gniew w miłość, ale ja w to wątpię.