- Kasia powie mi wszystko. Jest zapaloną ogrodniczką. To było moje marzenie i chcę je spełnić, zanim będzie za późno. Zwłaszcza że ta działka jest sprzedawana prawie za bezcen. Podziękujesz mi później za warzywa i przetwory — powiedziała jej Halina.
- Mamo, po co mi pikle? Nie jemy takich rzeczy. Możesz kupić wszystko w sklepie, jeśli tego potrzebujesz!
- Tak, będziesz pamiętać, co powiedziałam!
W każdym razie Halina kupiła działkę, pomimo oburzenia córki. Poprosiła zięcia, aby pomógł jej przenieść niezbędne rzeczy. Zięciowi spodobała się działka, ale córce wręcz przeciwnie.
- Co to jest domek letniskowy? Chatka na kurzej nóżce. Nie ma rzeki, nie ma lasu w pobliżu. Czy warto było ryzykować dla ogórków i ziemniaków? - Anna była oburzona.
Halina nawet nie słuchała córki, już miała zaplanowane, co i gdzie zasadzić. Jest prąd, więc może tu nawet zimować.
Córka przysięgała, że tu nie przyjedzie. Powiedziała, że od początku nie podobał jej się ten pomysł. Namawiała mamę, żeby sprzedała działkę, zanim będzie za późno, mówiąc, że to zła inwestycja.
Jednak Halina nie ustępowała i nie zamierzała niczego sprzedawać. Z czasem nowy nabytek Haliny stał się kłopotliwy.
Nie mogła wrócić do domu po pracy, gdyż uprawy na działce wymagały uwagi. Na domiar złego, Kasia, sąsiadka, która podsunęła Halinie pomysł kupna działki, zamiast pomóc, udzielała rad.
Halina niedojadała, chcąc spłacać raty kredytu w terminie. Ogród warzywny pochłaniał zbyt wiele czasu i wysiłku.
Halina zaczęła tracić grunt pod nogami, a jej zdrowie podupadało. Jej córka nie spieszyła się z pomocą. Nie zależało jej na plonach z ogrodu. To, czego potrzebowała, kupowała w sklepie.
Potem nadszedł czas robienia przetworów. Halina ciężko pracowała, konserwując wszystkie owoce i warzywa, aby poczęstować córkę i zięcia.
- Anna, przyniosę ci przynajmniej kilka słoików dżemu. I ogórki! Są takie smaczne! - powiedziała swojej córce.
- Mamo, my nie jemy takich rzeczy! Nie musisz tego przynosić! - odpowiedziała Anna.
Jednak Halina nie chciała słuchać córki, załadowała torby pełne jedzenia i ruszyła w drogę.
- Mamo, mówiłam ci, że nie potrzebuję twoich słoików. Nie mamy gdzie je przechowywać! Mam je wyrzucić? - oburzyła się córka. Zięć tylko westchnął i wzruszył ramionami.
W ich rodzinie Anna dowodziła. Halina zaczęła układać przetwory w rzędzie. Była pewna, że zimą dzieci podziękują jej za wszystkie przetwory. Włożyła w nie całe serce.
Jakiś czas później koleżanka Haliny miała urodziny. Nakryła do stołu w pracy. Kiedy spróbowała przystawek, zauważyła, że smak jest dokładnie taki sam jak jej ogórków.
- Chyba mamy ten sam przepis! - Halina uśmiechnęła się.
- Och, niczego nie robiłam sama. Kilka słoików dostałam zupełnie przypadkiem. Nawet dżem malinowy. Moja córka ma przyjaciółkę. Ona mi to dała. Daje go wszystkim, bo jej mama przyniosła jej pełne torby — odpowiedziała jej koleżanka.
Halina zakręciła słoikiem w dłoniach i upewniła się, że to jej ogórki. Prosto z pracy udała się do domu córki:
- Jak mogłaś? Wiesz, jak ciężko było mi zamknąć każdy słoik? To ogromna ilość pracy. A ty rozdajesz moje słoiki byle komu. Nie wstyd ci?
- Mamo, od początku ci mówiłam, że nie potrzebuję owoców, warzyw ani przetworów. Ale i tak mi to wcisnęłaś. Po co nam to? Więc oddałam, żeby nie wyrzucać. Niech jedzą ci, którzy lubią pikle — wyjaśniła Anna.
Halina obraziła się na córkę i poszła do domu. Nie mogła jej wybaczyć takiego czynu, ale potem uspokoiła się i puściła urazę w niepamięć.
Wkrótce zdała sobie sprawę, że Anna miała rację, więc sprzedała działkę. Nigdy nie powinna była zaczynać uprawiania działki.