Pracował, dbał o dom, zawsze był przy matce. Aż pewnego dnia wszystko runęło. Zachciało mu się romansu – zwykłego, taniego skoku w bok, jak to później tłumaczył. Tylko że ten „skok” roztrzaskał naszą rodzinę na kawałki.
Matka siedziała przy stole, blada, a on z nonszalancją oświadczył:
– Potrzebuję oddechu. Każdemu się coś od życia należy.
Matka płakała nocami, a rano wstawała z uśmiechem, jakby nic się nie stało. Powtarzała sobie i wszystkim wokół:
– On się wyszaleje, zrozumie, że młoda to nie wszystko. Wróci, bo rodzina jest najważniejsza.
Ale ja wiedziałam, że się łudzi. Widziałam, jak ojciec coraz bardziej zatracał się w tym „nowym życiu”. Nowa kobieta, nowe stroje, drogie perfumy. A matka – wciąż czekała, wierząc, że któregoś dnia stanie w drzwiach skruszony i przeprosi.
Nie mogłam patrzeć, jak matka upokarza się przed człowiekiem, który porzucił ją bez mrugnięcia okiem.
– Mamo, on nie wróci – powiedziałam kiedyś wprost. – On ma nas gdzieś.
Ale ona tylko uśmiechnęła się smutno. – Ty nie rozumiesz. On jest moim mężem.
Czułam, jak rośnie we mnie gniew. Gniew na ojca za zdradę i gniew na matkę, że nie ma w sobie siły, by go odciąć.
Ojciec naprawdę się wyszalał. Minęły miesiące, a on wciąż był z tą kobietą. Matka nadal wierzy, że pewnego dnia wróci, choć ja wiem, że to złudna nadzieja.
I patrząc na nią, widzę, jak dramat nie kończy się w chwili zdrady. On trwa, gdy serce kobiety czeka na coś, co nigdy nie nastąpi.