Była ładna, przebojowa, wszędzie miała znajomości. Kiedyś nawet mówiła półżartem, że w jej świecie tacy ludzie jak Kasia powinni podawać kawę – cisi, zwyczajni, niczym się niewyróżniający.
Dlatego gdy dowiedziała się, że Paweł – wykształcony, przystojny, zamożny mężczyzna – oświadczył się właśnie Kasi, poczuła ścisk w żołądku. I pierwszy raz w życiu prawdziwą zazdrość.
„Jak to możliwe? Kasia?! Ona, która nigdy nie była nikim szczególnym?” – myślała, gdy oglądała ich zdjęcia z zaręczyn: Kasia w skromnej sukience, Paweł z szerokim uśmiechem, splecione dłonie. Szczęście, którego Ola nie mogła znieść.
Na przyjęciu, gdzie wszyscy gratulowali młodej parze, Ola udawała opanowanie. Sztuczny uśmiech, chłodne „wszystkiego najlepszego” i ciągłe spojrzenia spod przymrużonych powiek. A w środku – burza.
Nie mogła spać tej nocy. Przewracała się z boku na bok, aż w końcu postanowiła: dowiem się wszystkiego. Musiała wiedzieć, co takiego ma Kasia, czego ona – Ola – rzekomo nie miała.
Kilka dni później przypadkiem podsłuchała rozmowę Kasi z przyjaciółką. I wtedy prawda uderzyła ją jak grom.
Kasia była chora. Cicha, skromna Kasia od kilku miesięcy walczyła z poważną chorobą. Paweł o tym wiedział. I mimo to – albo właśnie dlatego – postanowił zostać przy niej, być jej podporą, walczyć razem z nią.
Nie wybrał jej dla urody. Nie dla statusu. Wybrał ją dla serca, dla wierności, dla siły ducha, której Ola nigdy nie dostrzegała za cichym uśmiechem Kasi.
Ola stała nieruchomo, gdy prawda powoli ją przenikała.
Nie była lepsza. Była tylko głośniejsza.
A Kasia? Kasia miała coś, czego Ola nigdy nie miała i czego żadna zazdrość nie mogła odebrać – miłość, która nie patrzyła na wygląd ani osiągnięcia. Miłość prawdziwą.
I to właśnie było najważniejsze, czego Ola nie wiedziała – dopóki nie było już za późno, by zmienić własne serce.