Pięć długich lat, odkąd mój mąż zmarł.
Czas nie leczy ran – po prostu uczy, jak z nimi żyć.
Nauczyłam się. Nauczyłam się budzić w pustym łóżku. Nauczyłam się nie czekać na jego powrót z pracy. Nauczyłam się być sama.
Ale tego, co wydarzyło się tamtego dnia, nigdy nie mogłam się nauczyć.
Kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi, myślałam, że to sąsiadka.
Nie spodziewałam się, że moje życie rozpadnie się po raz drugi.
Na progu stała kobieta. Młodsza ode mnie. Ładna. Pewna siebie.
Nie znałam jej.
A przynajmniej tak myślałam.
— Dzień dobry — zaczęła niepewnie. — Ja… nie wiem, jak to powiedzieć.
— O co chodzi? — zapytałam chłodno.
Czułam, że coś jest nie tak.
A potem powiedziała to.
— Byłam kochanką twojego męża.
Świat nagle zawirował.
W jednej chwili wszystko straciło sens.
— Słucham?
— Spotykaliśmy się przez lata… — zaczęła, ale uniosłam rękę, każąc jej zamilknąć.
Nie chciałam tego słuchać.
Nie chciałam wiedzieć, że mój mąż, człowiek, którego opłakiwałam, był zdrajcą.
Ale ona nie przyszła tylko po to, by mówić o przeszłości.
— Mamy dziecko.
Wtedy zobaczyłam go.
Chłopiec.
Nie mógł mieć więcej niż cztery lata.
Miał jego oczy.
Serce mi stanęło.
Przez pięć lat żyłam w kłamstwie.
Opłakiwałam człowieka, który przez cały ten czas miał drugą rodzinę.
I zostawił nas obie.
— Dlaczego tu przyszłaś? — wyszeptałam, ledwo mogąc złapać oddech.
— Bo on był ojcem twoich dzieci… i mojego też.
— I co? Mam teraz przyjąć was do domu? Pogłaskać cię po głowie? Powiedzieć, że ci współczuję?!
Nie odpowiedziała.
Tylko patrzyła na mnie.
Nie była winna.
Ale ja nie potrafiłam jej wybaczyć.
Tamtego dnia straciłam męża po raz drugi.
Nie w wypadku.
Nie w nagłej tragedii.
Tylko w prawdzie, której nigdy nie chciałam poznać.