Że jego żona stanie się częścią naszej rodziny, że będziemy się odwiedzać, wspólnie spędzać święta, a ja w końcu doczekam się wnuków, które będą biegać po moim domu i wypełniać go radością.

Ale życie szybko sprowadziło mnie na ziemię.

Bo dla nich nie byłam rodziną.

Byłam darmowym sklepem.

Na początku nie zwracałam na to uwagi.

— Mamo, mogę pożyczyć kilka talerzy? — zapytał syn.

— Oczywiście, synku.

Potem przyszły kolejne prośby.

— Nie masz przypadkiem jakiegoś garnka, którego nie używasz?

— Potrzebujemy kilku ręczników na szybko, u ciebie zawsze są zapasowe.

— Wzięlibyśmy trochę mąki i cukru, bo nie zdążyliśmy zrobić zakupów.

Nie miałam nic przeciwko.

Rodzina powinna się wspierać, prawda?

Ale szybko zauważyłam, że oni nie pożyczali.

Oni brali.

I nigdy nie oddawali.

Każda wizyta syna i jego żony wyglądała tak samo.

Zaczynali od krótkiej rozmowy, kilka miłych słów, a potem przegląd mojego domu.

Kuchenne szafki, lodówka, szafa z pościelą.

— O, te talerze są ładne! Możemy wziąć?

— Ale masz dużo makaronu, u nas już się skończył, to weźmiemy kilka paczek.

— To ciasto? Zabierzemy kawałek. A może dwa.

Zaczęłam czuć się jak sprzedawczyni w sklepie, która nie dostaje zapłaty za towar.

Pewnego dnia synowa otwarła moją szafkę z ręcznikami, jakby była u siebie.

— O, ten nam się przyda! — powiedziała, wyciągając największy, biały ręcznik, który kupiłam sobie na urodziny.

Nie wytrzymałam.

— Możecie w końcu przestać traktować mój dom jak hipermarket?

Spojrzeli na mnie zaskoczeni, jakby pierwszy raz usłyszeli, że coś jest nie tak.

— Mamo, przecież ty masz wszystkiego dużo… — powiedział syn.

— Ale to moje — odpowiedziałam surowo. — To nie jest sklep.

Synowa przewróciła oczami i rzuciła sucho:

— Nie wiedziałam, że jesteś taka skąpa.

To wtedy zrozumiałam, że nie chodziło o pomoc.

Nie chodziło o rodzinę.

Chodziło o to, że byłam wygodnym źródłem darmowych rzeczy.

Od tamtej pory, kiedy przychodzą, lodówka jest zamknięta.

Szafki zamknięte.

Drzwi do mojego serca?

Chyba też.

Bo miłość do dziecka nie powinna oznaczać, że można mnie traktować jak darmowy sklep.