Nigdy nie powiedziała tego wprost, ale czułam to w jej spojrzeniu, w sposobie, w jaki mówiła do mnie przez zaciśnięte zęby, jak ignorowała moje słowa, jak traktowała mnie jak kogoś, kto „zabrał” jej syna.

Ale nie sądziłam, że posunie się tak daleko.

Telefon zadzwonił późnym wieczorem. Mąż odebrał, a ja widziałam, jak z każdą sekundą jego twarz blednie.

— Tak… tak, rozumiem… — mówił cicho.

Kiedy odłożył słuchawkę, przez chwilę patrzył w ścianę.

— Co się stało? — zapytałam z niepokojem.

— Mama przepisała cały majątek na moją siostrę.

Zamarłam.

— Jak to… cały?

— Cały. Dom, oszczędności, ziemię… wszystko.

— Ale… przecież to niesprawiedliwe!

Mój mąż nie odpowiedział. Widziałam w jego oczach mieszankę szoku i smutku, ale też coś jeszcze – coś, czego nie chciał powiedzieć na głos.

Kilka dni później poszliśmy do jego matki.

— Mamo, dlaczego? — zapytał od razu po wejściu.

Siedziała w fotelu, spokojna, niewzruszona. Spojrzała na mnie, a potem na niego.

— Bo wiem, że ona cię wykorzysta — powiedziała lodowato.

Zatkało mnie.

— Ja? — szepnęłam.

— Tak — kontynuowała. — Gdybyś się z nią nie ożenił, wszystko wyglądałoby inaczej. Teraz nie mogę ryzykować. Nie dam ci nic, żebyś potem nie musiał dzielić się z nią.

Mój mąż zacisnął pięści.

— To moja żona! Jak możesz tak mówić?

Teściowa wzruszyła ramionami.

— Robię to, co dla ciebie najlepsze. Moja decyzja jest ostateczna.

Wyszliśmy w ciszy.

Kiedy wsiedliśmy do samochodu, spojrzałam na męża.

— Wierzysz jej?

Milczał.

— Naprawdę myślisz, że to ja wszystko zniszczyłam?

— Nie wiem… — wyszeptał.

Poczułam, jak serce mi pęka.

Nie dlatego, że teściowa mnie nienawidziła.

Ale dlatego, że on miał wątpliwości.