Przemek siedział przy stole, przewracając gazetę, jakby to była najważniejsza rzecz na świecie.

— Kawa? — rzucił w końcu chłodnym tonem.

Nie czekał nawet na jej odpowiedź. Dla niego było oczywiste, że Magda wstanie, podejdzie do ekspresu i zrobi mu idealnie spienione latte, bo przecież „lubi czuć się dopieszczony”.

Tak wyglądały jej poranki. Tak wyglądały jej dni. Tak wyglądało jej życie.

Kiedy się poznali, myślała, że trafiła na mężczyznę, który wyniesie ją na piedestał. Przemek potrafił być czuły, uważny, a jego pewność siebie imponowała jej do tego stopnia, że nawet nie zauważyła, jak powoli traci kontrolę nad własnym losem.

Najpierw rzuciła pracę, bo „po co, skoro on dobrze zarabia?”. Potem zaczęła przejmować obowiązki domowe, bo „przecież i tak ma czas”. W końcu straciła nawet prawo do odpoczynku – gdy usiadła z książką, słyszała: „Naprawdę? Nic w domu do roboty nie masz?”.

— Magda, wyniosłaś śmieci?
— Magda, gdzie moja koszula na jutro?
— Magda, czemu jeszcze obiadu nie ma?

Stała się niewidzialna. Istniała tylko wtedy, gdy czegoś od niej chciał.

Tego wieczoru wrócił później niż zwykle. Magda siedziała na kanapie, wpatrzona w telefon. Przygryzała wargę, zastanawiając się, czy to dobry moment, żeby w końcu powiedzieć to, co od dawna tłumiła w sobie.

Przemek rzucił klucze na komodę i zdjął marynarkę.

— Co tak siedzisz? Kolacja gotowa? — zapytał, jakby było to coś oczywistego.

Spojrzała na niego. Długo. Zbyt długo.

— Nie zrobiłam kolacji — powiedziała cicho, ale stanowczo.

Zmarszczył brwi.

— Co?

— Nie zrobiłam kolacji. I nie zrobię. Nie jestem twoją służącą.

Przez chwilę milczał. Jakby jego mózg próbował przetrawić to, co usłyszał.

— Co ty bredzisz?

— Mówię, że mam dość — odparła, podnosząc się z kanapy.

Podszedł do niej i stanął tak blisko, że poczuła zapach jego perfum.

— Masz dość? A co ci niby nie pasuje? Masz wszystko! Dom, pieniądze, bezpieczeństwo!

— Nie mam siebie.

Wypowiedziała te słowa i po raz pierwszy poczuła, że naprawdę istnieje.

Przemek patrzył na nią, jakby mówiła w obcym języku. W jego oczach zobaczyła gniew, niedowierzanie, a przede wszystkim strach – strach, że straci kontrolę nad kimś, kto do tej pory istniał tylko po to, żeby spełniać jego zachcianki.

— Gdzie idziesz? — rzucił ostro, gdy zobaczył, że bierze klucze i płaszcz.

— Tam, gdzie będę kimś więcej niż tylko kobietą, która ci służy.

I wyszła.

Po raz pierwszy od lat nie zapytała go o zgodę.