Nie dostrzegałam podwójnych implikacji. Najwyraźniej mój mąż zdał sobie z tego sprawę dawno temu i postanowił to wykorzystać, ale do mnie dotarło to zbyt późno. Może nie jest za późno.
Nasze małżeństwo zostało skonsumowane 7 lat temu. Od razu zrobiliśmy kilka dużych zakupów. Kupiliśmy wspólnie samochód i domek letniskowy.
Wszystko było zarejestrowane na mojego małżonka, nawet samochód. Wtedy nie widziałam w tym nic złego. Co za różnica, na kogo jest zarejestrowany, bo jesteśmy rodziną i mamy wszystko wspólne.
Później zaczęliśmy urządzać mieszkanie. Kupiliśmy dobre meble, różne sprzęty AGD i inne. Wszystko było kupowane za wspólny budżet.
Zarabialiśmy całkiem nieźle, nie mieliśmy jeszcze dzieci, więc wszystkie nasze dochody składaliśmy na jedną kupkę, a potem wspólnie decydowaliśmy, na co je wydać: wakacje, salon kosmetyczny, wyjście do eleganckiej restauracji.
Wszystkie oszczędności trzymaliśmy w domu. Mąż był przeciwny umieszczaniu ich na koncie bankowym.
I w zasadzie nie było pilnej potrzeby stosowania tej metody przechowywania, ponieważ zawsze znajdowaliśmy miejsce na wydawanie pieniędzy i nie zostawały one z nami długo. Ogólnie żyło nam się dobrze i nic nie zapowiadało kłopotów.
Pewnego dnia stałam się przypadkowym świadkiem rozmowy mojego męża z jego samotnym przyjacielem. Nie lubię podsłuchiwać, ale w tym przypadku cieszę się, że wszystko tak się potoczyło.
Mąż poradził przyjacielowi, żeby kupił mieszkanie, zanim zalegalizuje swój związek. Wtedy mieszkanie będzie tylko jego i nie będzie potrzeby podziału przy rozwodzie. Prawie powiedział, że w przypadku, gdy ona pozwie o połowę mieszkania, nie będzie miała na co liczyć.
Prawie sapnęłam z zaskoczenia. W porę zakryłam usta dłonią. Wtedy mój mąż ze śmiechem poradził mu, żeby nie spieszył się z małżeństwem i dobrze przeanalizował plusy i minusy nowego statusu. Jeśli znajdziesz znaczącą korzyść dla siebie, nie wahaj się biec do urzędu stanu cywilnego.
Byłam zszokowana tym, co usłyszałam. Nie mogłam sobie wyobrazić, że mój mąż jest tak wyrachowany. Otrząsnęłam się trochę i poszłam do sypialni.
Dopiero wtedy dotarło do mnie, że wszystkie nieruchomości, które kupił mój mąż, były na jego nazwisko. To nie był zbieg okoliczności.
Chociaż, biorąc pod uwagę to, co słyszałam, mogło tak być. A może przesadzam? Przez te wszystkie lata żyliśmy doskonale, bez konfliktów.
Zawsze się rozumieliśmy. Nie wierzę, że widział tylko korzyści z poślubienia mnie. To jak zinterpretować jego radę dla przyjaciela?
Od kilku dni jestem podenerwowana. Nie mogę się z nikim skonsultować. Nie chcę denerwować rodziców, a nie mam przyjaciół.
Nie mam odwagi porozmawiać o tym z mężem, boję się. Ale faktem jest, że jeśli zdecyduje się na rozwód, zostanę z niczym.