Wcześniej nie byłam z nimi zaznajomiona. Mąż uprzedził mnie, że solenizant ma córkę, śliczną istotkę (według niego), pięcioletnią, ale trochę rozpieszczoną, więc oprócz prezentu dla szefa, trzeba kupić prezent dla niej.
Ograniczyłabym się do zwykłych w takich przypadkach słodyczy, ale mój mąż uparł się, że oprócz czekolady w torebce (osobnej!) dla dziewczynki musi być zabawka.
Coś mi mówiło - taka skrupulatność w przygotowaniach do spotkania z dzieckiem nie skończy się dobrze. I tak też się stało.
Dotarliśmy do organizatora uroczystości, ledwo zdążyliśmy się przywitać, nawet nie zdążyliśmy złożyć życzeń i wręczyć przyniesionego prezentu, jak z pokoju obok wyskoczyła dziewczynka - prawdziwy aniołek.
Jej anielski wygląd podkreślała pełna wdzięku biała sukienka. Ale jej wielkie niebieskie oczy wyglądały poważnie i pretensjonalnie:
- Przyniosłaś mi prezent?
Zdanie wyleciało z ust dziewczyny jak z karabinu maszynowego, a jej oczy przebiegły po torbach? Dobrze, że jej torba była na wierzchu, bo chciwe ręce chwyciły i dosłownie wyrwały torbę z moich rąk, a sprawdzenie zawartości rozpoczęło się natychmiast, blisko nas i jej rodziców.
Ci uśmiechali się entuzjastycznie, patrząc, jak ich Natalka patroszy opakowanie prezentu. A kiedy ich dziecko nagle powiedziało ze złością, że nie podoba się jej ta zabawka, jej ojciec powiedział z wyrzutem:
- No, Natalko...
A Natalka odparła:
- I czekolada bez orzechów! Sama ją zjedz!
Patrzyłam na ten cyrk z wybałuszonymi oczami, mój mąż, bardziej przygotowany (miał już kilka spotkań z małym tyranem), prawie spokojnie, a reakcja rodziców była po prostu niesamowita! Po odejściu "aniołka" śmiali się:
- Taka niegrzeczna dziewczynka!
Najlepsza część miała dopiero nadejść. Przyjechaliśmy na czas, ale większość gości już się zebrała i czekała w salonie. Poszliśmy tam i znów zobaczyliśmy centrum wszechświata - Natalkę. Faworyzowała tych gości, których prezenty bardziej jej się podobały, a innych ganiła za krótkowzroczność:
- Trzeba się zastanowić, co dać dziecku, a nie nosić byle co!
Kiedy nas zobaczyła, wskazała palcem:
- O, jeszcze oni, przynieśli coś, czego nie chciałam! W jakim ja teraz będę nastroju?!
Wszyscy spojrzeli w naszym kierunku, jakby z potępieniem, ale w rzeczywistości ze współczuciem, posłuszni żądaniu małej dziewczynki, by potępić "winnych". Tata i mama, którzy przyszli za nami, zaśmiali się wesoło:
"Dziecko, co ty wygadujesz!"
A dziecko mocno trzymało władzę w swoich rękach. Kiedy zaczęliśmy siadać do stołu, Natalka aktywnie nadzorowała, sadzając gości według własnego uznania, zgodnie z jej upodobaniami. Niektóre pary, w tym my, znalazły się na przeciwległych krawędziach stołu. I znowu uśmiechy rodziców:
- Rośnie nam szefowa!
A "szef" pokazał swoje talenty w całej okazałości. Szczerze mówiąc, nie życzyłabym sobie ani nikomu innemu takiego lidera.
Jedzenie było ułożone tak, jak chciała Natalka. Alkohol był nalewany tylko za jej zgodą. Próba samodzielnego rozwiązania przynajmniej tej kwestii przez tatę wywołała początkową histerię córki, po czym goście, zwłaszcza mężczyźni, z tęsknotą spoglądali na butelkę dobrego koniaku.
Rozpoczął się program kulturalny. Oczywiście dyrektorem artystycznym była Natalka. Dorośli musieli bawić się we wszystkie dziecięce zabawy. Może niektórzy ludzie, mam na myśli rodziców, byli rozbawieni, ale reszta z nas chciała zupełnie innych atrakcji.
Pierwszym, który nie wytrzymał był kuzyn solenizanta:
- Sorry, my się już zbieramy, mamy coś pilnego do załatwienia.....
Oczywiście, Natalka interweniowała:
- A ja jeszcze nikogo nie puszczam!
Ale kuzyn wykazał się nieoczekiwaną wytrwałością i wraz z żoną opuścili przyjęcie. Konsekwencją ich ucieczki był pięciominutowy ryk Natalki, podczas którego dwie inne pary, w tym my, pospiesznie się oddaliły.
W drodze do domu, w taksówce, zapytałam męża:
- Kochanie, co to było?
Mój mąż wzruszył ramionami:
- Przepraszam, Natalka zachowywała się dziś wyjątkowo paskudnie....
To "wyjątkowo" nawet mnie rozśmieszyło:
- Więc normalnie jest po prostu obrzydliwa, bez żadnych osobliwości?
Mój mąż westchnął:
- Nie czepiaj się słówek, wciąż mam przed oczami czekoladę bez orzechów...
To było nasze przyjęcie urodzinowe. Nie wiem, czy któryś z gości dostał się do tortu, czy Natalka im pozwoliła?