Tak, Aleksander i ja pobraliśmy się wcześnie, jeszcze na studiach, kochaliśmy się i takie tam. Jego matka była temu kategorycznie przeciwna, a kiedy zorientowała się, że i tak zamierzamy razem zamieszkać, postawiła warunek - w jej mieszkaniu.
Mieszkanie było przestronne, nasza trójka mogła mieszkać razem w dwupokojowym mieszkaniu bez żadnych problemów, a po ukończeniu studiów, po rzuceniu się w wir pracy, nie widywaliśmy się tak często, by dochodziło do poważnych konfliktów.
Nie planowaliśmy mieć dzieci, chcieliśmy stanąć na nogi i mieć własne mieszkanie. Z tego powodu mój mąż zgodził się na nową pracę, znacznie lepiej płatną, ale wymagającą podróżowania.
I tak, wracając z kolejnej podróży, Aleksander rzucił swoją torbę, powiedział, że jest wyczerpany do granic możliwości i, zjadłszy pospiesznie, poszedł spać. Zaczęłam porządkować torbę i znalazłam w niej prezentową paczkę z erotyczną bielizną, oczywiście nie w moim rozmiarze, a ja nie lubię takich fatałaszków z koronką i mój mąż doskonale o tym wiedział.
Bojąc się wyciągnąć jakieś wnioski, postanowiłam odłożyć rozmowę do rana. Wszystko jednak rozwiązało się szybciej. Teściowa nagle zaczęła prać i zanim załadowała koszule Aleksandra do pralki, zawołała mnie i pokazała ślady kobiecej szminki na jednej z nich.
Nie będę opisywała szczegółów naszego dalszego rozwodu. Rozstaliśmy się bez histerii, ani Aleksander, ani ja nie chcieliśmy wyjaśnień, po prostu złożyliśmy papiery i rozeszliśmy się. Był urażony, że mu nie ufam, a ja nie zadałam sobie trudu, by dowiedzieć się, skąd w jego torbie wzięły się tak pikantne rzeczy.
Minęło pięć lat. Z moim drugim mężem wychowujemy naszego cudownego Wojtusia, który niedługo skończy cztery latka. Pewnego dnia szliśmy z synem z przedszkola i spotkaliśmy moją byłą teściową. Kiedy nas zobaczyła, była zdezorientowana:
- To twój siostrzeniec?
- Dlaczego siostrzeniec? Mój syn!
- Jak się urodził?
- Tak, jak rodzą wszystkie kobiety, nie ma innego sposobu.
Rozmowa stawała się coraz bardziej emocjonalna, ale widziałam, że Zofia czegoś mi nie mówi. W końcu zdenerwowała się i przyznała:
- Wiesz, to ja doprowadziłam do rozwodu, to ja podłożyłam bieliznę i upaprałam koszulę szminką... Myślałam, że nie możesz mieć dzieci, myślałam, że powinnam poszukać innej żony dla mojego syna....
- Znalazłaś jakąś?
- Czasem się z jakąś spotka, ale wciąż wspomina ciebie... Wiesz co, chodźmy teraz do nas, niech popatrzy na twojego syna!
Byłam oszołomiona:
- Jestem mężatką, muszę ugotować obiad dla męża, a nie chcę spotkać twojego syna!
Zofia wybuchła:
- Spójrz na siebie, kochacie się, widzę to! Jeśli możesz urodzić, powinnaś rodzić dla mojego syna!
To mnie nawet rozbawiło:
- Jak to sobie wyobrażasz?
- Jak-jak, wymyśliłabym coś, jak długo trwałby rozwód?
Zdałam sobie sprawę, że muszę przerwać tę rozmowę, więc zmieniłam ton:
- Proszę, Zofio, następnym razem, jeśli mnie spotkasz, udawaj, że mnie nie znasz!
Usłyszałam tuż za plecami:
- Patrzcie ją, jaka ona jest kapryśna!
W domu mąż zauważył moje zdenerwowanie i opowiedziałam mu o rozmowie z byłą teściową. Mąż mnie pocieszył:
- Zapomnij, intrygi ma we krwi, a poza tym sama mówiłaś, że już się nie znacie!
Uśmiechnęłam się i ucieszyłam, że mam kogoś, kto mnie rozumie i na kim mogę się oprzeć, gdy moje serce jest smutne.