Kiedy skończyłam 65 lat, zaczęłam słyszeć wokół siebie dziwne komentarze. „Elżbieta, w twoim wieku to już czas na spokojne życie,” mawiała sąsiadka. „Podróże są męczące, lepiej odpoczywaj w domu,” dorzucał kuzyn na rodzinnych spotkaniach. Nawet moje dzieci uważały, że powinnam „oszczędzać siły” i nie szaleć z planami.
Ale ja nie czułam się stara. Zawsze marzyłam o podróżach. Przez całe życie pracowałam, wychowywałam dzieci i odkładałam marzenia na później. „Jeszcze zdążysz,” mówiłam sobie, odkładając kolejne foldery biur podróży do szuflady. Teraz, gdy miałam czas i trochę oszczędności, chciałam spełnić te marzenia. Jednak znajomi i rodzina sprawiali, że zaczęłam wątpić, czy to dobry pomysł.
Pewnego dnia, przeglądając album ze starymi zdjęciami, trafiłam na fotografię z młodości – uśmiechnięta, pełna energii Elżbieta, stojąca na tle gór. Poczułam ukłucie żalu. Czy tamta dziewczyna zgodziłaby się, by ktoś mówił jej, co może, a czego nie? Zdecydowałam – czas działać. Zarezerwowałam bilet na samolot do Grecji. To był pierwszy krok.
Kiedy opowiedziałam o swoich planach córce, spojrzała na mnie z niedowierzaniem.
– „Mamo, serio? Grecja? Sama? To przecież niebezpieczne. I po co ci to?” zapytała z nutą irytacji.
– „Bo chcę to przeżyć, Marto,” odpowiedziałam spokojnie. „Nie wiem, ile czasu mi zostało, ale nie zamierzam go spędzać, siedząc w domu i czekając na starość.”
Jej mina mówiła wszystko. Uważała, że to nieodpowiedzialne. Ale ja postanowiłam się tym nie przejmować.
Kiedy wylądowałam w Atenach, poczułam coś, czego nie czułam od dawna – wolność.
Spacerując po starożytnych ruinach, wdychając zapach oliwek i morskiej bryzy, czułam, że znów żyję. Ludzie byli mili, otwarci, a ja szybko nawiązałam znajomości z innymi turystami.
Jednak najważniejszy moment nadszedł podczas wizyty na wyspie Santorini. Siedząc na tarasie z widokiem na błękitne morze, pomyślałam o wszystkich, którzy próbowali mnie powstrzymać. Czy to naprawdę ich opinia miała decydować o moim życiu? Czy wiek naprawdę miał mnie ograniczać?
Po powrocie do domu sąsiedzi natychmiast zaczęli zadawać pytania.
– „I jak było, Elżbieta? Nie bałaś się? To pewnie strasznie męczące,” powiedziała pani Maria z dozą krytyki w głosie.
Spojrzałam na nią z uśmiechem.
– „Było wspaniale. Każdy krok, każda chwila. I nie, nie bałam się. Najbardziej męczące było słuchanie rad, że nie powinnam tam jechać.”
Od tego dnia zaczęłam planować kolejne podróże – Włochy, Hiszpania, może nawet Australia. Moje dzieci w końcu zrozumiały, że ich matka nie zamierza rezygnować z życia. A znajomi?
Niektórzy zaczęli mnie podziwiać, inni wciąż kręcili głowami. Ale ja już wiedziałam jedno – nie ma czegoś takiego jak „za stary.” Życie jest tu i teraz, a wiek to tylko liczba.