Elżbieta Zającówna, ukochana aktorka i symbol polskiego kina lat 80. i 90., odeszła 28 października w wieku 66 lat. Jej śmierć poruszyła zarówno środowisko artystyczne, jak i wielbicieli, którzy cenili jej niezapomniane role w takich produkcjach jak „Matki, żony i kochanki”, „Vabank” i „Seksmisja”. Ostatnie pożegnanie artystki miało charakter niezwykle wzruszający – rozłożone na dwa dni uroczystości zakończyły się 7 listopada na Cmentarzu Grębałów w Krakowie, gdzie nad grobem Zającówny przemówił jej mąż, Krzysztof Jaroszyński.


Pierwsza część ceremonii odbyła się 6 listopada w Kościele Środowisk Twórczych w Warszawie, gdzie odprawiono mszę żałobną. Wśród żałobników byli bliscy, przyjaciele i osoby związane z branżą filmową. Obecni dostali specjalne kartki upamiętniające Elżbietę Zającównę, a w poruszających słowach ksiądz wspominał jej życzliwość i otwartość na innych, informuje Super Express.

„Bóg jest miłością i na wieki będzie przytulał Panią Elżbietę” – powiedział duchowny, podkreślając, że aktorka odeszła „dużo, dużo za wcześnie”.


Wzruszające słowa padły również następnego dnia, podczas uroczystości na cmentarzu w Krakowie, gdzie urna z prochami Zającówny spoczęła w rodzinnym grobie. To właśnie tam jej mąż, Krzysztof Jaroszyński, znany reżyser i scenarzysta, zdradził, jak trudne były ostatnie lata aktorki, które przeżyła zmagając się z chorobą.


„Kochała ludzi z wzajemnością, kochała życie bez wzajemności. Obarczona od wczesnej młodości bardzo trudną chorobą, która spowodowała następne, pokonały Elę. Niesprawiedliwie za wcześnie. Zajączku, wierzę, że odpoczywasz w spokoju” – powiedział Jaroszyński, wywołując głębokie wzruszenie wśród zgromadzonych.


Choć wiadomo było, że Zającówna od lat zmagała się z problemami zdrowotnymi, mało kto zdawał sobie sprawę, że choroba dotknęła ją tak wcześnie i wpływała na jej życie przez dziesięciolecia. Słowa Jaroszyńskiego po raz pierwszy ukazały pełny obraz walki, jaką aktorka toczyła w ciszy, z dala od blasku reflektorów.


Podczas ceremonii głos zabrała również córka Elżbiety Zającówny, która z ciepłem i szacunkiem opowiadała o życiu prywatnym swojej mamy. Zającówna była nie tylko utalentowaną aktorką, ale przede wszystkim osobą pełną empatii i gotową pomóc każdemu, kto tego potrzebował.


„Miała wielkie serce. Nie przechodziła obojętnie obok osoby, która potrzebowała pomocy. Jej ciepła natura powodowała, że ludzie chętnie się przed nią otwierali” – wyznała córka.


W swoich wspomnieniach opowiedziała również o trudnych chwilach, które jej mama przeżywała pod koniec życia. Zauważyła, że „mama coraz mniej była sobą” i że choroba znacząco wpływała na jej osobowość i codzienność.


Po wzruszających przemowach i chwilach refleksji, żałobnicy na cmentarzu oddali hołd aktorce, która była nie tylko wielką artystką, ale i człowiekiem o wielkim sercu. Odejście Elżbiety Zającówny pozostawiło pustkę w sercach wielu ludzi – jej rodziny, przyjaciół i wszystkich, którzy mieli okazję ją poznać lub podziwiać na ekranie