Nigdy nie sądziłam, że mój własny syn mógłby mnie postawić przed takim dylematem. Przez całe życie starałam się, aby niczego mu nie zabrakło. Był moim oczkiem w głowie, jedyną osobą, na której mogłam polegać. Po śmierci męża byliśmy tylko my dwoje, i myślałam, że nasza relacja zawsze będzie oparta na zaufaniu i miłości. Ale teraz widzę, że sprawy zaczynają przybierać zupełnie inny obrót.
Od pewnego czasu mój syn coraz częściej mówił o majątku, o testamencie. Na początku, myślałam, że to normalna rozmowa – przecież każdy w pewnym momencie życia musi pomyśleć o takich rzeczach. Ale ton jego słów stał się coraz bardziej naciskający.
– Mamo, musisz napisać testament, – powtarzał niemal każdego dnia. – Nie możesz zostawić wszystkiego przypadkowi. Powinnaś przekazać mi mieszkanie, zanim coś się stanie.
Każdego dnia naciskał coraz mocniej. Na początku starałam się to ignorować, myślałam, że zrozumie, że potrzebuję czasu, że jeszcze nie jestem gotowa na takie kroki. Ale im dłużej zwlekałam, tym bardziej czułam, że coś jest nie tak.
Zaczęłam zauważać zmiany w jego zachowaniu. Był bardziej nerwowy, mniej cierpliwy. Z każdym dniem coraz mniej interesował się moim samopoczuciem. Zaczynałam czuć się jak ciężar, który staje mu na drodze. Każda rozmowa na temat mojej opieki, zdrowia, a nawet codziennych spraw kończyła się jednym zdaniem:
– Zrób ten testament, mamo. To dla twojego dobra.
Ale ja zaczęłam mieć wątpliwości. Czy naprawdę chodziło o moje dobro? Czy może to on, mój własny syn, próbował zabezpieczyć swoje przyszłe korzyści? Zaczęłam się zastanawiać, co stanie się, gdy testament zostanie podpisany. Czy on naprawdę będzie się mną opiekował?
Pewnego wieczoru, kiedy siedzieliśmy razem przy stole, znowu zaczął temat testamentu. Tym razem jego ton był bardziej zdecydowany, a spojrzenie chłodniejsze niż kiedykolwiek wcześniej.
– Mamo, czas się kończy. Musisz to zrobić teraz.
Patrzyłam na niego, próbując zrozumieć, co stało się z tym chłopcem, którego wychowałam. Z tym synem, który zawsze był moją radością. Teraz patrzył na mnie, jakby widział we mnie tylko przeszkodę.
– Dlaczego tak ci na tym zależy? – zapytałam, próbując zachować spokój, choć w środku czułam strach. – Przecież wszystko jeszcze przed nami.
– To nie o to chodzi, – odparł, tonem, jakby tłumaczył dziecku coś oczywistego. – Chcę po prostu mieć pewność, że wszystko będzie w porządku. Ale musisz to zrobić teraz.
Czułam, jak serce zaczyna mi bić szybciej. Z każdym jego słowem, coraz bardziej czułam, że to nie chodzi o mnie, ale o niego. Zaczynałam bać się, że jeśli podpiszę ten testament, jeśli oddam mu wszystko, co mam, przestanie się mną opiekować. Zamiast czuć wsparcie, czułam, że jestem pionkiem w jego grze, a moje zdrowie i bezpieczeństwo przestały mieć dla niego znaczenie.
Tej nocy nie mogłam zasnąć. Próbowałam sobie przypomnieć, gdzie popełniłam błąd. Czy to ja sprawiłam, że mój syn stał się taki? Czy to życie tak go zmieniło? Ale jedyne, co wiedziałam, to że nie mogłam podjąć takiej decyzji pochopnie.
Rano, kiedy znów zaczął naciskać, zrozumiałam, że muszę postawić granice.
– Nie podpiszę teraz testamentu, – powiedziałam stanowczo. – To nie jest odpowiedni czas.
Spojrzał na mnie z zaskoczeniem, a potem z irytacją.
– Mamo, robisz błąd.
– Może tak, może nie, – odpowiedziałam cicho. – Ale to moja decyzja, a nie twoja.
Od tamtego dnia nasza relacja zmieniła się na dobre. Czułam, że coś pękło między nami, coś, co być może już nigdy nie zostanie naprawione. Ale jedno wiedziałam na pewno: nie mogłam mu zaufać w tej kwestii. Nie teraz, nie tak długo, jak nie miałam pewności, że robi to z troski o mnie, a nie o siebie.
Zamiast poczucia bezpieczeństwa, które testament powinien przynieść, czułam tylko strach. Strach, że mój własny syn przestanie się mną opiekować, kiedy nie będzie już miał z tego korzyści.