Przez całe życie marzyłam o miłości, ale los zdecydował inaczej. Kiedy ojciec ciężko zachorował, nasza rodzina znalazła się w tragicznej sytuacji finansowej. Leczenie kosztowało fortunę, a jego stan pogarszał się z każdym dniem. Wtedy w moim życiu pojawił się Marek – bogaty, wpływowy, z dużym domem i pieniędzmi, które mogły pomóc. Znałam go ledwie kilka miesięcy, ale on nie ukrywał, że jest mną zauroczony. Dla ojca była to szansa, żeby otrzymać najlepsze możliwe leczenie. Czułam presję – musiałam coś zrobić.


Marek zaproponował, że pokryje wszystkie koszty leczenia, jeśli tylko zgodzę się za niego wyjść. Wiedziałam, że to nie miłość, ale strach przed utratą ojca okazał się silniejszy niż rozsądek. Zgodziłam się, mając nadzieję, że z czasem pokocham go choćby za to, co dla nas zrobił. Ojciec zaczął czuć się lepiej, a ja... trafiłam w złotą klatkę.


Nasze małżeństwo nigdy nie było prawdziwe. Marek był dobrym człowiekiem, ale to nie wystarczało. Nie mieliśmy wspólnych pasji, nie rozumiał moich potrzeb, moich uczuć. Każdego dnia czułam, że oddalam się od siebie samej. Życie u jego boku stało się dla mnie więzieniem – cichym, pełnym luksusów, ale pozbawionym emocji, jakiejkolwiek bliskości. Tłumaczyłam sobie, że zrobiłam to dla ojca, dla jego zdrowia, ale codziennie walczyłam z poczuciem straty – straty mojego własnego życia.


Teraz, po latach, czuję, że dłużej tak nie mogę. Zrozumiałam, że miłość nie przyjdzie z czasem, że nie można jej wymusić ani kupić. Życie w związku bez miłości jest jak życie bez powietrza – duszę się i marzę o ucieczce. Wiem, że muszę coś zmienić, bo nie mogę tak dalej żyć, ale boję się, że decyzja, którą podejmę, zrani Marka, który nigdy mnie nie skrzywdził.


Stoję na rozdrożu – czy powinnam podjąć odważny krok i odejść, czy żyć dalej w tej pustce, którą sama wybrałam?