Jerzy wrócił do domu po sześciu latach. Przeszedł przez znajomą furtkę i z wahaniem zatrzymał się przed drzwiami. To był dom, w którym spędził większość swojego życia, ale dzisiaj czuł się tu obco, jakby każdy kamień na ścieżce przypominał mu o dawno utraconym szczęściu.


Pamiętał tamten dzień sprzed sześciu lat, kiedy stanął na tym samym miejscu, z walizką w dłoni, słysząc słowa, które wciąż dźwięczały mu w uszach: „Wybierz: albo ja, albo twoja stara matka.” Zosia, jego żona, mówiła to z lodowatym spokojem, jakby żądała najzwyklejszej rzeczy na świecie. Ale dla Jerzego to był koniec. Wiedział, że tego wyboru nie mógł dokonać.

Nie mógł zostawić matki samej, schorowanej, potrzebującej opieki, choć serce rwało się do Zosi, do ich wspólnego życia, do ich domu.


Wybrał matkę.


Odszedł tego samego dnia, nie oglądając się za siebie. Myślał, że to będzie chwilowe, że Zosia zrozumie, że przyjdzie do niego, że przeprosi i będą mogli razem stawić czoła tej sytuacji. Ale mijały tygodnie, potem miesiące, a potem lata. Żadnej wiadomości, żadnego telefonu. Jerzy zajął się matką, poświęcając jej każdy dzień, każdą chwilę. Ale każdej nocy, kiedy kładł się spać, myślał o Zosi. Czy znalazła kogoś innego? Czy zapomniała o nim? Czy tęskniła choć trochę?


Dzisiaj wrócił, bo matka już nie żyła. Odeszła spokojnie we śnie, a Jerzy z dnia na dzień stał się człowiekiem bez celu. Powiedział sobie, że wróci, choćby na chwilę, by zobaczyć dom, który kiedyś nazywał swoim.


Kiedy otworzył drzwi, w oczy uderzyła go cisza. Wszystko było tak, jak zostawił to przed laty, jakby czas zatrzymał się w miejscu. Zdjął buty i powoli przeszedł przez korytarz do salonu. Na stole stała ramka ze zdjęciem ich z Zosią, uśmiechniętych, szczęśliwych, pełnych planów na przyszłość.


Jerzy usiadł na kanapie i ukrył twarz w dłoniach. Po raz pierwszy od lat pozwolił sobie na płacz. Łzy spływały po jego policzkach, a w sercu czuł, jak wszystkie te lata samotności, wszystkie te niespełnione marzenia i niewypowiedziane słowa, kłębiły się i wybuchały na raz.


Nagle usłyszał cichy dźwięk kroków. Podniósł głowę i zobaczył Zosię stojącą w drzwiach. Jej twarz była smutna, zmęczona, ale w oczach miał tę samą miłość, którą widział kiedyś.


Jerzy... - szepnęła, nie wiedząc, co powiedzieć.


Zosiu... - odpowiedział, z trudem wstając. Przez chwilę oboje stali naprzeciwko siebie, wpatrując się w swoje twarze, które czas zmienił, ale serca pozostały te same.


Przepraszam - powiedziała w końcu, jej głos łamiący się od emocji. - Nie powinnam była kazać ci wybierać. Byłam zła, egoistyczna... Ale nigdy cię nie zapomniałam. Nigdy.