Zdecydowałam się na krok, o którym nigdy wcześniej bym nie pomyślała. Po latach małżeństwa, podczas których wspólnie podejmowaliśmy wszystkie decyzje, postanowiłam zrobić coś tylko dla siebie. Kupiłam mieszkanie. Nie powiedziałam o tym mężowi.


Nie zrozumcie mnie źle. Kocham swojego męża. Przez wiele lat byliśmy dla siebie wsparciem i partnerami. Jednak ostatnie miesiące były wyjątkowo trudne. Teściowa, której zdrowie coraz bardziej się pogarszało, stała się centralnym punktem naszego życia. Mąż, oddany syn, poświęcił jej całą swoją uwagę i energię. Ja, z kolei, czułam się coraz bardziej odsunięta i zmęczona.


Było to dla mnie wyjątkowo trudne. Nie miałam już siły ani cierpliwości na opiekę nad chorą teściową, a każde moje słowo w tej sprawie spotykało się z niezrozumieniem i złością ze strony męża. Czułam, że tracę siebie i swoje życie. Wtedy pojawiła się myśl: a może by tak kupić mieszkanie?


Przeglądałam ogłoszenia ukradkiem, kiedy mąż był zajęty przy matce. Znalezienie odpowiedniego lokum zajęło mi kilka tygodni. W końcu trafiłam na małe, ale przytulne mieszkanie w centrum miasta. Idealne miejsce na ucieczkę, na nowy start. Podjęłam decyzję bez wahania. Podpisałam umowę, wpłaciłam zaliczkę. Wszystko w tajemnicy.


Każdego dnia walczyłam z wyrzutami sumienia. Czy to możliwe, że tak daleko się posunęłam? Czy naprawdę jestem gotowa, by zostawić męża z problemami i wyprowadzić się? Ale kiedy wracałam do domu i widziałam zmęczenie w oczach męża oraz narzekania teściowej, przekonywałam się, że to jedyne rozwiązanie.


Nie mogłam dłużej udawać, że wszystko jest w porządku. Potrzebowałam przestrzeni, potrzebowałam powietrza. Mieszkanie miało stać się moją oazą, miejscem, gdzie mogę na nowo odnaleźć siebie. Wiedziałam, że mąż będzie zły, rozczarowany, może nawet wściekły. Ale miałam dość życia pod dyktando choroby i cudzych oczekiwań.


To była jego matka, nie moja. To on powinien się nią zajmować, a nie ja. Miałam prawo do własnego życia, do własnych decyzji. I właśnie taką decyzję podjęłam. W tajemnicy, z poczuciem winy, ale i z nadzieją na lepsze jutro.