W wieku siedemdziesięciu sześciu lat musiałam zmierzyć się z merkantylizmem mojej własnej córki.
Wychowałam dwoje dzieci. Teraz mój starszy syn ma czterdzieści sześć lat, a córka czterdzieści. Na pierwszy rzut oka wszystko było w porządku, mój syn pracował w innym regionie i tam też zamieszkała jego rodzina.
Z córką mieszkamy w tym samym mieście. Życie mojej córki nie było najlepsze: była dwukrotnie zamężna, ciągle ma problemy z pracą, teraz mieszka sama i samotnie wychowuje syna.
Pochowałam męża i mieszkam sama, z tego powodu moja córka często mnie odwiedzała, dużo rozmawiałyśmy, chodziłyśmy razem na zakupy i świętowałyśmy razem prawie wszystkie święta, zawsze dzieliła się ze mną swoimi sekretami.
Zawsze pomagałam jej w każdy możliwy sposób: opiekowałam się jej synem, pomagałam jej z pieniędzmi i wszystko było w porządku do niedawna.
Pewnego wieczoru zadzwonił do mnie syn i z radością powiedział:
- Mamusiu, niedługo znów zostaniesz babcią, urodzi nam się córeczka.
Ta wiadomość bardzo mnie zainspirowała, postanowiłam nawet znów zacząć robić na drutach, aby przygotować posag dla dziecka. Kiedyś dużo robiłam na drutach, ale gdy zaczęły mnie boleć stawy, musiałam porzucić to hobby.
Podekscytowana zadzwoniłam do córki, by poprosić ją, by poszła ze mną na targ i kupiła włóczkę. Nie spodobała mi się reakcja córki na moją prośbę. Zareagowała dość boleśnie na wiadomość, że planuję ponownie zająć się robieniem na drutach, ale po tym, jak powiedziałam jej, dla kogo chcę robić na drutach, powiedziała, że jest zajęta i rozłączyła się.
Tłumaczyłam sobie takie dziwne zachowanie córki tym, że wciąż nie miała życia osobistego, a z pracą nie szło jej najlepiej, więc nie miałam do niej pretensji, była moim dzieckiem i szczerze ją kochałam.
Jednak czas pokazał, że te uczucia nie były obustronne. Kiedy napisałam akt darowizny dla wnuczki, córka skądś się o tym dowiedziała, a potem przyszła do mnie z pretensjami, zaczęła mi robić wyrzuty, że wszystko robię tylko dla syna, podczas gdy ona jest samotna i nigdy nie widziała ode mnie żadnej pomocy.
Próbowałam jej powiedzieć, że zostawiam jej mój wiejski dom, bo wychowuje jedno dziecko, a jej brat wkrótce będzie miał trzecie i potrzebuje pomocy, ale nie chciała mnie słuchać. Nie mogliśmy dojść z córką do porozumienia.
Od tamtego dnia minęły ponad cztery miesiące, moja córka nie dzwoni do mnie i nie odbiera telefonu, kiedy do niej dzwonię. Może się w czymś mylę, ale bardzo martwi mnie fakt, że moja córka była tak merkantylna, teraz zdaję sobie sprawę, że odwiedziła mnie tylko dlatego, że miała nadzieję, że dostanie mieszkanie. Muszę być szczera, jako matkę bardzo mnie to zabolało!