Syn sprowadził żonę do swojego mieszkania, które kupił, zanim się pobrali. Zarobił na nie praktycznie sam, my z ojcem tylko dołożyliśmy trochę pieniędzy. Remont i umeblowanie zrobił na własny koszt.
- I czego zięć tak się spieszył? Po ślubie można było kupić mieszkanie. Julia by pomogła wybrać i remont byłby lepszy - oburzała się swatka.
No cóż, sama zdajesz sobie sprawę, że nie o remonty tu chodzi. Głupie sztuczki znają wszyscy!
Teściowa po prostu chciała, żeby jej Julia też była gospodynią. Julia milczała, zdając sobie sprawę, że jej matka wygaduje bzdury.
Nie miały żadnych konfliktów na tle domowym. Do narodzin wnuka było cicho i spokojnie, chociaż Julia lubiła donosić i narzekać.
Jak tylko synowa zaszła w ciążę, od razu się załamała. Komunikacja z nią stała się niemożliwa.
Próbowałam zdystansować się od ich rodzinnych sporów, żeby nie stać się najgorszą. Wiecznie marudząca Julia irytowała mnie do tego stopnia, że przez długi czas nawet nie pojawiałam się w ich domu. Przywitałam się tylko zdalnie i dzwoniłem do syna.
- A teraz nie ma co się załamywać i narzekać. To twoja kobieta, twój wybór i nosi twoje dziecko. Powinieneś być dla niej wsparciem, a nie prowokować żonę do nowych konfliktów — pouczyłam syna.
Posłuchał mojej rady i przestał irytować swoją żonę. Po cichu spełniał jej zachcianki, ściągnął na siebie wszystkie obowiązki domowe, bo synowa tylko się kładła.
Nie mogła gotować, bo wymiotowała. Nie mogła szorować podłóg, bo czuła dyskomfort w żołądku. I tyle.
Kiedy urodził się jej wnuk, Julia zapomniała, że w ogóle jest żoną. Zanurzyła się w macierzyństwie, a wszystkie obowiązki domowe spadły na barki mojego syna.
Nie wtrącałam się w ich sprawy, ale nie pochwalałem takiego podejścia. Nie dość, że syn chodził do pracy, pracował na pół etatu, chodził na zakupy, to jeszcze praca kobieca spadała na niego.
To była inicjatywa syna, po prostu nie chciał obciążać żony. Żeby synowa się nie przemęczała przy dziecku, na zmianę ze szwagierką zajmowałyśmy się dziećmi.
Wszystko wydawało się w porządku. Ale wtedy Julia zdecydowała, że trzeba zaangażować męża w rodzicielstwo.
Zaczęła zrzucać opiekę nad dzieckiem na swojego małżonka, a sama biegała do koleżanek lub na zakupy. Synowa chce się zrelaksować, oglądać seriale, wychodzić i imprezować, ale już strach patrzeć na syna.
- On nie chce mi pomóc z dzieckiem! - oburza się Julia.
Zwykle milczałam, ale tym razem wybuchłam płaczem. Dałam jej jasno do zrozumienia, że powinna ubóstwiać takiego męża.
Inni mężczyźni przychodzą z pracy i padają na kanapę, a żona robi wszystko w domu bez pomocników i jakoś sobie radzi. Zastanawiam się tylko, po co mojemu synowi żona. On ją tylko sponsoruje i marnuje sobie nerwy.
- Teraz widzę, kto nastawia mojego męża przeciwko mnie! - powiedziała.
Gdybym chciała, już dawno by się rozwiedli. Proszę syna, żeby był bardziej cierpliwy i pomógł żonie, ale bezczelność Julii jest poza skalą. Ona nic nie robi w domu.
Zaproponowałam synowi zamianę. Niech synowa zarabia i zajmuje się domem, a on będzie niańczył dziecko. I kto na tym skorzysta? Odpowiedź jest oczywista!