Żałuję, że zmarnowałam swoje lata. Mam 67 lat. Przeżyłam nieudane małżeństwo i zostałam służącą mojej jedynej córki. Ale teraz zdaję sobie sprawę, że mam szansę przeżyć pozostałe mi lata tak, jak bym chciała.

Rzuciłam pracę, bo zasługuję na wakacje. Tak, jest trudniej finansowo, ale nie jestem już tak zmotywowana. Miałam czas na spotkania z przyjaciółmi, spacery po parku i uprawianie sportu.

Byłam niezmiernie szczęśliwa, dopóki nie pojawiła się moja córka. Była wyraźnie niezadowolona z mojej decyzji. Pomagałam jej finansowo, kiedy pracowałam, ale teraz sklep jest zamknięty — to jest powód. Ma trójkę dzieci, więc pieniędzy jest mało. Jej mąż nie pracuje ciężko i zarabia grosze.

Córka namawiała mnie, żebym znalazła inną pracę, ale wytłumaczyłam jej, że potrzebuję wakacji. Powinni sami się utrzymać, w końcu nie są mali. Obraziła się i wyszła. Następnego dnia zadzwoniła do mnie i poprosiła o opiekę nad dziećmi, ponieważ znalazła pracę na pół etatu.

Teraz dwa razy w tygodniu muszę dojeżdżać na drugi koniec miasta i opiekować się trójką źle wychowanych wnuków. Muszę też sprzątać i gotować, bo moja córka nie ma na nic czasu.

Mało tego, potrafi wyrazić niezadowolenie, że nie wyprasowałam ubrań albo nie zdążyłam umyć podłogi. Sama przychodzi z "pracy" i kładzie się odpocząć.

Nie mam nic przeciwko pomaganiu jej, ale na wszystko musi być jakiś limit. Nie jestem służącą! Uważam, że w tym wieku zasługuję na ciszę i spokój. Ale jak mam to wytłumaczyć mojej córce?