Nie był z początku wybredny. Jadaliśmy w restauracjach, a na śniadanie to on smażył jajka. Ale pewnego razu jego matka przyjechała do nas na trzy dni z powodu remontu w jej mieszkaniu.

Wyraziła swoje niezadowolenie tym, jak odżywia się jej synuś. Po pierwsze, była oburzona faktem, że to Alek robi śniadanie, a nie ja. W końcu jestem po to, by obsługiwać jej syna jako żona.

Ponadto wymieniła mi wszystkie ulubione dania Alka, które nakazała mi przyrządzać. Wieczorem usmażyłam rybę i zrobiłam tłuczone ziemniaki.

Dorsz był rozgotowany, a teściowa zauważyła grudki w ziemniakach. Jednak efekt kolacji nie był do końca taki, jakiego się spodziewałam, chociaż dostosowałam się do instrukcji teściowej dla świętego spokoju.

Zagłębiając się w puree ziemniaczanym, Anna powiedziała, że muszę nauczyć się gotować. To napędziło w moim mężu spiralę bezczelności.

Zachowanie jego matki obudziło w nim, drzemiącego od dawna księciunia — despotę. Gdy podawałam mu jego ulubione dania, najczęściej patrzył z obrzydzeniem w talerz i ganił za mizerne efekty moich starań.

Czasem coś pochwalił, jednak było to coraz rzadsze... Mimo to nie zrezygnowałam z pichcenia i podwoiłam wysiłki.

I jakimś cudem od czasu do czasu otrzymywałam nawet pochwały od mojego ukochanego męża. Ale te pochwały sprawiały, że byłam coraz mniej szczęśliwa.

W końcu gotowanie obiadu dla niego było nie tylko stratą czasu, ale także testem — czy mojemu mężowi się spodoba, czy nie?

Totalnie zagłębiłam się w poradnikach, książkach kucharskich, zapisałam się na kursy stacjonarne i online, obejrzałam wiele godzin filmów o gotowaniu.

Efekty doceniły moje koleżanki z pracy, a nawet koledzy z pracy męża, gdy poczęstował ich drugim śniadaniem, które przyrządziłam.

Któregoś dnia mąż wrócił z pracy do domu i oznajmił, że dwóch kolegów z jego firmy wprosiło się do nas na kolację po tym, gdy spróbowali moich specjałów. Nie sprzeciwiłam się.

Wieczorem przygotowałam sałatkę grecką, pieczonego kurczaka i gotowaną komosę ryżową z serem i ziołami. Wszyscy zjedliśmy razem kolację, ale potem postanowiłam zostawić męża samego z kolegami.

Goście siedzieli w kuchni, a ja oglądałam film w sypialni. Po dwóch godzinach stwierdziłam, że pora na deser. Gdy zbliżyłam się do kuchni, nie weszłam od razu, bo usłyszałam, że o mnie rozmawiają...

Goście chwalili mnie, a jeden z nich nawet żałował, że jego żona jest daleko za mną w sztuce kulinarnej. I wtedy usłyszałam głos Alka:

- A ja mogę nauczyć cię, jak zmienić każdą żonę, nawet najbardziej niezdarną, w doskonałą gospodynię!

Znajomi zaciekawili się, a Alek kontynuował

- To proste, gdy żonie nie wyjdzie poprawnie danie, albo poda mi je chłodne, natychmiast wszystko wyrzucam do toalety — chwalił się bezczelnie.

Nastąpiła przerwa. Wydawało mi się, że koledzy mojego męża nie byli zbyt zadowoleni, słysząc to. Cóż, uratuję ten dzień, przerywając tę niezręczną pauzę.

- A kiedy mój mąż przesadzi z trunkami, po prostu biorę sałatkę lub coś gorącego i rzucam mu to na głowę! - powiedziałam, wchodząc do kuchni.

W tym samym czasie chwyciłam miskę sałatki i położyłam ją prosto na głowie mojego męża. Podskoczył, zaczął coś krzyczeć, a mężczyźni się śmiali.

Obrażony poszedł pod prysznic i długo nie wracał. W międzyczasie jego goście zdążyli wyjść. Poszliśmy spać w milczeniu, ale mam nadzieję, że zrozumie lekcję pokory...