Spotykałam się z Jurkiem przez krótki czas, zaledwie trzy miesiące. Ale to była miłość. Nie zastanawiając się długo, pobraliśmy się i zaczęliśmy razem mieszkać.

Tak się złożyło, że ani mój mąż, ani ja nie mamy własnego mieszkania. Dobrze, że jest trzypokojowe mieszkanie rodziców. Wprowadziliśmy się więc do mamy i taty.

Było wystarczająco dużo miejsca dla wszystkich. Rodzice nie mieli nic przeciwko, choć na początku nie przepadali za Jurkiem.

Potem zaakceptowali mój wybór, przyjmując zięcia jak swojego. Moi rodzice zdobyli własne mieszkanie około 10 lat temu. Tata zapracował na nie, pracując przez kilka lat za granicą.

Mama go tam wysłała, bo uważała, że mężczyzna powinien zarabiać na mieszkanie. Mój ojciec pracował na budowie, opowiadając o tym, jak ciężka była jego praca.

Wciąż ma problemy z plecami. Taty nie było w domu miesiącami, przyjeżdżał tylko na wakacje. Ale moja mama była nieugięta: "Chcę trzypokojowe mieszkanie po dobrym remoncie".

Dlatego rodzice uznali, że mój Jurek powinien sam zarobić na nasze mieszkanie, a nie mieszkać z teściową i teściem. Nie mówią tego wprost, ale napięcie jest wyczuwalne.

Oboje z mężem czujemy, że nie jesteśmy mile widziani w mieszkaniu rodziców. Niedawno moja matka zapytała mnie wprost, czy nie zamierzamy się przeprowadzić. Twierdziła, że młoda rodzina powinna mieszkać osobno.

Ale my nie mamy pieniędzy na własne mieszkanie! Nie chcę wysyłać męża na zarobek, tak jak kiedyś robiła to moja mama. Nie chcę, żeby zrujnował sobie zdrowie, jak to zrobił mój ojciec.

Nie mogę zrozumieć, dlaczego moi rodzice tak bardzo sprzeciwiają się naszej obecności. Mamy osobny pokój, nie przeszkadzamy im. Płacimy czynsz, dokładamy się do zakupów, sprzątamy.

A jednak krewni patrzą na nas z przymrużeniem oka. Wynajęcie mieszkania też nie wchodzi w grę. Wtedy ledwo starczy nam na jedzenie, bo zarabiamy niewiele.

W dodatku jestem w ciąży, niedługo pójdę na urlop macierzyński, a wtedy zarobki będą jeszcze mniejsze. Myśleliśmy nawet o wyjeździe do rodziców Jurka, ale oni mają dwupokojowe mieszkanie i mieszka z nimi najmłodszy syn.

Rodzicom nie ulżyło nawet to, że wkrótce zostaną dziadkami. Najwyraźniej nie obchodzi ich to, dopóki mieszkamy z nimi.

Nie rozumiem, dlaczego kupili trzypokojowe mieszkanie. Czy nie po to, żebyśmy mogli mieszkać w nim wszyscy razem?

Mogli kupić dwa jednopokojowe mieszkania: w jednym by mieszkali, a drugie podarowaliby mnie, swojej jedynej córce.

A teraz moi rodzice będą mieszkać we własnych pałacach, podczas gdy ja i mój mąż będziemy kucali w cudzych kątach. Myślę, że mama i tata są niesprawiedliwi. Co o tym sądzisz?