Ja mam dużo zabawy z dwójką dzieci, nawet na obiad nie mam czasu. Mama by mi pomogła, ale nie chce. Zawsze marzyła o emeryturze, spokojnej i stabilnej.

Mama przez wiele lat pracowała w szkole, więc była zmęczona ciągłym zdenerwowaniem. Opowiadała mi, jak będzie odpoczywać w domku letniskowym, podróżować, wychodzić z przyjaciółmi.

Myślałam, że nawet jej nie zobaczymy, bo miała mnóstwo planów. Kupiła nawet działkę i zaczęła hodować róże i piwonie. Planowała zająć się haftem, wziąć udział w kursach szycia, a nawet zapisać się na jogę.

Obiecała koleżankom z klasy, że na pewno przyjedzie. Nie mówię nawet o wystawach, basenach i teatrach — mama powtarzała to codziennie.

Kiedy ona przeszła na emeryturę, ja byłam tuż przed porodem. Powiedziała mi wprost, że nie ma zamiaru zajmować się wnukami. Powiedziała, że od czasu do czasu będzie pomagać, ale nie na stałe.

Nie liczyłam na nią, ale i tak miałam nadzieję na minimalną pomoc, bo urodziłam bliźniaki. Mama codziennie powtarzała, że wypełniła swoją misję i że nasze dzieci to nasze problemy. Przez pierwsze dwa miesiące mama nawet nie pojawiła się na horyzoncie.

Przyszła na wypis z bukietem i już jej nie było. Nie zwróciłam na to większej uwagi, bo byłam przygotowana na taką reakcję. Kręciłam się między dziećmi, rozpływałam w problemach mamy i nie przejmowałam się.

Ale to mamie wystarczyło na trzy miesiące — znudziło jej się. Jak się okazało, emerytura nie była na tyle wysoka, by spełnić wszystkie swoje plany. Poszła do teatru, a potem na wystawę. Bilety drogie, emerytura nie z gumy.

Nudno tak po prostu chodzić, a na działce to więcej pracy niż odpoczynku. Więc mama przerzuciła się na mnie. Widzisz, brakuje jej towarzystwa. Siedzi ze mną cały dzień, a ja nie mam dla niej czasu — mam dwoje dzieci na rękach.

Nie wysypiam się, nie mam na nic czasu, a tu moja mama. Przychodzi do mnie i zaczyna opowiadać mi wszystkie plotki — po prostu potrzebuje wolnego ucha. Kto z kim wychodzi, co się dzieje na świecie, jaki serial oglądała wczoraj wieczorem...

Po co mi te informacje? Ciągle marudzi, że się nudzi, nie ma ruchu i urozmaicenia. Zaproponowałam jej opiekę nad wnukami, żebym mogła wziąć prysznic, a ona skrzywiła się.

Daje mi tylko instrukcje: nakarm tego, posprzątaj to, umyj tego, a ja muszę myśleć o tym, czym ją nakarmić, zrobić jej herbatę, a potem umyć górę naczyń.

Jestem zmęczona takim życiem. Zamierzam się jej wyżalić. Dlaczego muszę słuchać jej marudzenia?

Dlaczego nie zdaje sobie sprawy, że potrzebuję jej pomocy? Jeśli jest taka znudzona, może wrócić do pracy, albo posiedzieć na ławce z koleżankami. To jej wybór.