Moja córka właśnie skończyła dwa miesiące, kiedy moja starsza siostra i siostrzeńcy przyjechali w odwiedziny. Chłopcy są mali, mają 3 i 4 lata.
Siostra przyjechała nie bez powodu, została zaproszona na wesele. I tu liczyła na to, że podczas gdy ona będzie odpoczywać, ja z mamą możemy zająć się jej dziećmi.
Tak się złożyło, że akurat tego dnia mama miała 24-godzinną zmianę. Nie mogłam urwać się z pracy. I tak się szczęśliwie złożyło, że mój mąż też był w trasie. Wszystko sprowadzało się do tego, że tylko ja musiałam opiekować się dziećmi.
Absolutnie odmówiłam. Po prostu nie wyobrażałam sobie, jak mogłabym opiekować się dwójką małych dzieci i córką, która jest jeszcze niemowlęciem. Ale wtedy moja siostra, zamiast okazać zrozumienie, zaczęła prosić mamę, żeby mnie przekonała.
Mówiła o tym, że ja i mój mąż żyjemy tu na krzywy ryj, ale ona przyjechała tu raz na cztery lata i nikt nie może jej pomóc. To było niesprawiedliwe, mój mąż i ja płacimy rachunki za media i dajemy pieniądze na jedzenie, nie można powiedzieć, że żyjemy na utrzymaniu mamy.
Szkoda, że mama wsparła moją siostrę i powiedziała, że powinnam zgodzić się na pozostanie z dziećmi. Przecież moja siostra nie prosi o pomoc obcych ludzi, więc trzeba pomóc. Siostra wyjechała na wesele, a dla mnie zaczęło się prawdziwe piekło.
Chłopcy nie chcieli jeść, biegali, skakali. Robili hałas. Córka nie mogła spać przez te piski i krzyki, była też kapryśna i prawie cały czas płakała. W końcu udało mi się je nakarmić i położyć spać.
Po spaniu poszliśmy wszyscy na spacer. Ponieważ nie odciągnęłam piersi na czas, miałam gorączkę. Czułam się bardzo źle, ale nie było gdzie czekać na pomoc. Moja siostra zadzwoniła tylko raz.
"Jak tam idzie? Opanowałaś kurs młodego wojownika?" zapytała wesoło i rozłączyła się.
Chłopcy biegali przy wózku, hałasowali, budzili dziecko, żeby ich jakoś uspokoić, musiałam dać dzieciakom mój telefon. W rezultacie pięć minut później upuścili go na chodnik. Ekran pękł.
Prawie się popłakałam. To nowy telefon, kupiłam go na kredyt, nie minęły nawet trzy miesiące od zakupu. Wieczorem wróciła mama i moje cierpienie się skończyło. Potem wróciła moja siostra i poszła spać po weselu.
Rano powiedziałam jej, że jej dzieci zniszczyły mój telefon. Spodziewałam się, że siostra zrekompensuje mi naprawę, ale odpowiedziała, że to moja wina. W końcu powierzyli mi dzieci, a ja się nimi nie opiekowałam.
Mama i tym razem się z nią zgodziła. I tylko mąż mnie poparł. Powiedział, że spłacimy kredyt za telefon, a potem kupimy nowy. Z siostrą nie rozmawiam. Ona wie, że pieniądze nie są dla nas łatwe i że teraz chodzę z zepsutym telefonem.
Po prostu nie mogę zrozumieć, jak członek rodziny może zrobić coś takiego. Wiem teraz też, że nie warto zgadzać się na prośby, jeśli z góry wiadomo, że nie będę wystarczająco silna, by je spełnić.
A jak według Ciebie powinna zachować się bohaterka tej historii? Czy bliskie osoby powinny podawać pomocną dłoń bez względu na okoliczności?