Podczas małżeństwa udało nam się zostać rodzicami pięknej córki. Teraz nasze wspólne dziecko ma 4,5 roku.

Były zostawił mi i córce mieszkanie, za co jestem mu wdzięczna i nie ma nic innego do podziału. Uczestniczy w życiu dziecka i płaci wysokie alimenty.

Rzecz w tym, że mój były jest biznesmenem. Nie brakuje mu pieniędzy, żyje na wysokim poziomie, więc w niczym nie ogranicza naszej córki. Ale oczywiście bez fanatyzmu. Ja też nie siedzę bezczynnie — pracuję zdalnie.

Po rozwodzie znalazłam pracę, bo nie chciałam być całkowicie zależna od męża. Nie mogę jeszcze pracować na pełen etat, bo mojej córce ciężko się przystosować.

W ogóle nie chce chodzić do przedszkola. Chcę ją zabierać do różnych klubów dziecięcych, żeby dać dziecku czas, żeby nie czuła się opuszczona.

Poza tym Andrzej opłaca dwa wyjazdy nad morze latem. W każdy weekend zabiera moją córkę do siebie.

Tylko nie przywozi jej do domu ze względu na zazdrosną żonę. Chodzą do ogrodów zoologicznych, kin, centrów rozrywki i dobrze się bawią.

Bardzo się cieszę, że były nie odwrócił się od dziecka, tylko nadal wypełnia swoje obowiązki rodzicielskie.

Niedawno zalegalizował związek z nową ukochaną, która stanowczo sprzeciwia się jego kontaktom z córką.

Po ślubie zadzwoniła do mnie i zagroziła, że wkrótce zostawi mnie i moją córkę bez grosza. Powiedziała, że czas zapomnieć o beztroskim życiu i samej utrzymać dziecko.

Nie podobały mi się jej słowa. Gdybym przeprowadziła taką rozmowę z mężem lub on miałby problemy z biznesem, byłabym w stanie zrozumieć, ale tak...

Co więcej, byłam pewna, że on nie wie o tej rozmowie. Czułam się śmiesznie, bo wiedziałam, że Andrzej nie zostawi dziecka bez pieniędzy.

Dobrze znam mojego byłego, więc jestem pewna, że podejmie własne decyzje. Bez względu na to, jak bardzo kocha swoją młodą damę, nie wpłynie ona na jego pomoc córce.

Zaczęłam się jednak martwić. Bez pomocy byłego męża nie będę w stanie zapewnić córce standardu życia, do którego jest przyzwyczajona. Oczywiście zarabiam pieniądze, ale wystarczają one tylko na podstawowe potrzeby.

Postanowiłam zadzwonić do byłego, żeby się nie denerwować. Powiedział, że w ogóle nie jest świadomy sytuacji i nie podoba mu się, że ktoś podejmuje decyzję za niego. Nie sprecyzował jednak, czy zamierza obniżyć wysokość alimentów.

Bardzo się martwię, że mój mąż zdecyduje się na taki krok. Chcę wierzyć, że Andrzej będzie miał na tyle mądrości i determinacji, by nie pozwolić cierpieć swojemu dziecku. Mam nadzieję, że kaprysy jego nowej żony nie są dla niego aż tak ważne.