Każdego dnia coraz trudniej było mi iść do pracy i nie mogłam się doczekać końca roku. Często chorowałam, łapałam przeziębienia.

Ciężko było, gdy nagle dopadła mnie rwa kulszowa. Wtedy musiałam jeździć do pracy taksówką, żeby składać raporty.

Zanim odeszłam na emeryturę, razem z pracownikami nakryliśmy do stołu. Czytali mi wiersze, życzyli wszystkiego najlepszego i wznosili toasty.

Tego dnia usłyszałam wiele słów, które rozgrzały moje serce.

Na emeryturze postanowiłam uczęszczać na fitness, chodzić do galerii sztuki. Pomyślałam, że będę mogła często chodzić do sklepów i kupować nowe ubrania, aby nadal dobrze wyglądać i być w formie.

Przez pierwsze kilka dni nie robiłam nic specjalnego. Relaksowałam się w domu, oglądałam seriale.

Poczułam pewnego rodzaju wolność, nowe życie! Nie musiałam nigdzie biegać, nie spieszyłam się i nie chciałam wychodzić z domu.

Przyjechała moja córka z wnukiem:

"Mamo, ty nawet nie wychodzisz z domu. A ja jestem taka zmęczona tym zamieszaniem, mój syn jest bardzo energiczny. Zajmij się nim przez chwilę, żebym mogła odpocząć od jego biegania".

Lubiłam spędzać czas z wnukiem. Ale wieczorem przyjechała moja córka, żeby zabrać go do domu.

Po tym, jak skończyło się zwolnienie lekarskie, wrócił do przedszkola, a mój dom opustoszał. Nie miałam ochoty oglądać telewizji, nie miałam też ochoty czytać.

Chodzenie do sklepu po ciuchy jest zbyt leniwe, zresztą po co? I tak nikt mnie nie widzi.

Budząc się wcześnie z przyzwyczajenia, wstałam. Zaparzyłam kawę i spojrzałam za okno, żeby zobaczyć, co to za zamieszanie na ulicy.

Ludzie pędzili: do pracy, do szkoły, do przedszkoli, a ja miałam cały dzień wolny. W głębi serca chciałam się czymś zająć, ale nie miałam energii i motywacji.

Kiedy wyszłam do sklepu, spotkałam znajomą. Zaproponowała mi opiekę nad jej synem, ale nie zgodziłam się, bo mam dużo obowiązków. To dziecko, a ja jestem zwykłą księgową.

Tak minął cały rok. Zaczęłam mieć problemy z ciśnieniem, zaczęłam przybierać na wadze. Sąsiedzi zapraszali mnie na pogawędki i herbatę. Ale zmęczyły mnie te plotki.

Zaczęłam tęsknić za pracą. Postanowiłam wrócić, ale zdałam sobie sprawę, że w wieku 56 lat znacznie trudniej jest znaleźć pracę.

Przeglądając oferty pracy i widząc małe zarobki przy dużej ilości pracy — byłam zasmucona. Dobrze byłoby dostać pracę na pół etatu, na przykład pracować trzy godziny dziennie.

Znalazłam wakat w moim zawodzie. Firma znajduje się 10 minut spacerem od mojego domu. Złożyłam podanie, podając, że jestem na emeryturze, opisując swoją punktualność, uczciwość, odpowiedzialność.

Następnego dnia zostałam zaproszona bez rozmowy kwalifikacyjnej od razu do pracy. Postanowiłam pójść i zobaczyć, i tak nie wychodzę tak często.

Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu firma okazała się dobra, wszystko było oficjalnie, a pensja była na czas.

Umówiłam się z szefem na konkretną ilość pracy. Nieważne, ile czasu będę wykonywać: trzy godziny czy cały dzień, można było nawet pracować w domu.

Najważniejsze było to, że wszystko musiało być dostarczone na czas.

Pracuję już tak od czterech lat. Szkoda tylko, że tak późno znalazłam tę wspaniałą pracę. Powinnam była rzucić poprzednią pracę kilka lat temu.

Chyba miałam po prostu szczęście. Trudno jest znaleźć dobrą pracę w moim wieku, a to było szczęście.