Spotkałam moją sąsiadkę, jesteśmy w bardzo dobrych stosunkach, przyjaźnimy się od dawna, rozmawiałyśmy o tym i tamtym, a potem zapytałam:
- Dlaczego twój syn przychodzi do ciebie codziennie? Robi remont czy co?
Syn sąsiadów, Aleksander, jest specjalistą od wszystkiego, więc zawsze pomaga matce, gdy ta musi coś naprawić w mieszkaniu. Ale tym razem nie zgadłam.
Okazało się, że Olek przychodzi do matki, bo w domu nie ma nic do jedzenia. Kiedy to usłyszałam, myślałam, że nie rozumiem, co to znaczy, ale moja przyjaciółka pokiwała smutno głową:
- Rzeczywiście nie ma co jeść, syn nie może znaleźć pracy, a żona przestała gotować w domu, żeby szybciej znalazł pracę. W ciągu kilku tygodni pozamiatał to, co było w spiżarniach, a teraz on przychodzi do mnie jeść.
Aleksander został zwolniony z pracy osiem miesięcy temu, dobrze, że jego żona pracowała, inaczej ich mała rodzina miałaby bardzo ciężko.
Ich syn szybko rósł, miał już cztery lata, młoda rodzina nie miała żadnych rezerw materialnych i gdyby nie pensja żony, musieliby wyruszyć w świat.
Na początku, gdy firma, z której zwolniono głowę rodziny, wypłaciła trochę pieniędzy na odprawę, Aleksander nie był zbyt smutny, spodziewając się znaleźć pracę i, jak poprzednio, utrzymać rodzinę.
Ale fala zwolnień przetoczyła się wszędzie i znowu nie było łatwo znaleźć pracę, nawet z wystarczającymi kwalifikacjami.
W jednym miejscu został odrzucony, w innym zaproponowano mu pracę na pół etatu ze śmieszną pensją. Kilkanaście CV zawisło w otchłani poczty elektronicznej, a Aleksander wciąż był bezrobotny.
Oczywiste jest, że za jedną pensję trudno jest utrzymać rodzinę, więc żona zaczęła się denerwować i "dokuczać" mężowi, pytając bez końca "kiedy?" i "dlaczego?". Mąż nie chciał iść do nisko płatnej pracy, a nie było nic odpowiedniego.
Żona postanowiła więc "pomóc" mężowi — powiedziała, że nie będzie go karmić, dopóki nie znajdzie pracy.
Już następnego dnia Aleksander był przekonany, że jego żona nie żartuje. Lodówka była pusta, a w garnkach nie pojawiło się nic nowego.
Syn jadał w przedszkolu, żona na stołówce w pracy, a w weekendy jedli albo u teściowej, albo gdzieś w kawiarni.
Okazało się więc, że po zjedzeniu wszystkich domowych zapasów Aleksander był zmuszony chodzić do matki na posiłki.
Nie wiadomo, jak długo to potrwa, ale fakt faktem, że rozłam w rodzinie już nastąpił, a czy relacje zostaną odbudowane, nawet jeśli mąż znajdzie pracę, nie wiadomo...