Zmarła Anna Przybylska – aktorka, mama, partnerka, kobieta, która zarażała energią i optymizmem. Miała zaledwie 35 lat, gdy przegrała walkę z rakiem trzustki.
Choć minęło już 11 lat, pamięć o niej nie słabnie – a jej historia wciąż przypomina, jak podstępna i niebezpieczna potrafi być ta choroba.
Uśmiech, którego nie da się zapomnieć
Anna Przybylska była jedną z najbardziej lubianych gwiazd polskiego kina.
Publiczność pokochała ją jako Marylkę z Złotopolskich, a później błyszczała na dużym ekranie w filmach Kariera Nikosia Dyzmy, Bilet na Księżyc czy Sęp.
Miała w sobie coś, co trudno opisać słowami – naturalność, urok i szczerość, które sprawiały, że widzowie czuli, jakby znali ją osobiście.
Była też oddaną mamą trójki dzieci i partnerką Jarosława Bieniuka. To właśnie rodzina była dla niej najważniejsza.
Niestety, w chwili, gdy jej życie zdawało się być pełne szczęścia, przyszła dramatyczna diagnoza.
Choroba, o której nie chciała mówić
Rak trzustki to jeden z najgroźniejszych nowotworów – rozwija się długo w ukryciu i rzadko daje wczesne objawy.
U Anny Przybylskiej chorobę wykryto zbyt późno, by można było ją skutecznie leczyć operacyjnie. Aktorka podjęła terapię, również w Szwajcarii, ale rak postępował błyskawicznie.
Rodzina, pogrążona w bólu, po jej śmierci poprosiła o prywatność. Dopiero film dokumentalny „Ania” pokazał, jak wielką siłę i spokój miała w sobie – nawet w najtrudniejszych momentach.
Dlaczego rak trzustki jest tak niebezpieczny?
Lekarze od lat ostrzegają, że to jeden z „cichych zabójców”.
Objawy są tak delikatne, że często nikt nie łączy ich z nowotworem. Zmęczenie, utrata apetytu, chudnięcie, bóle brzucha – to sygnały, które łatwo zbagatelizować.
Dopiero w zaawansowanym stadium pojawiają się żółtaczka, bóle pleców czy zmiana wyglądu stolca.
Według danych medycznych tylko około 10% pacjentów z rakiem trzustki przeżywa pięć lat od diagnozy.
To dlatego tak ważne jest wczesne reagowanie na niepokojące symptomy i regularne badania profilaktyczne.
Dziedzictwo, które trwa
Anna Przybylska pozostawiła po sobie coś więcej niż role filmowe.
Pozostawiła lekcję życia – by cieszyć się każdą chwilą, nie odkładać szczęścia na później i dbać o zdrowie.
Dziś, po latach od jej odejścia, wciąż pojawiają się słowa wdzięczności i wspomnienia od fanów.
„Ania była światłem – naturalnym, ciepłym, szczerym. Nie udawała, po prostu była sobą” – wspominał jeden z jej współpracowników.
I może właśnie dlatego, mimo upływu czasu, wciąż wydaje się być z nami – w pamięci, w filmach, w sercach ludzi, których poruszyła swoją autentycznością.