Przesłuchanie, które trwało ponad cztery godziny, zakończyło się formalnym postawieniem mu zarzutów w sprawie odtajnienia części planu użycia Sił Zbrojnych RP o kryptonimie „Warta”. Chodzi o decyzję z lipca 2023 roku, kiedy – jak twierdzi prokuratura – Błaszczak miał przekroczyć swoje uprawnienia, ujawniając dokumenty o najwyższym poziomie poufności.
Po wyjściu z budynku prokuratury polityk nie unikał kamer. Stanął przed dziennikarzami i bez ogródek potwierdził: usłyszał zarzuty. Jednak – jak dodał – są one jego zdaniem całkowicie bezzasadne.
– Miałem nie tylko prawo, ale i obowiązek podjąć tę decyzję. Gdybym miał dziś zrobić to ponownie – zrobiłbym to bez wahania – podkreślił.
Mariusz Błaszczak wyjaśnił, że nie przyznał się do winy, ponieważ – jak stwierdził – w jego działaniach nie było nic nielegalnego. Jednocześnie uderzył w obecną władzę, oskarżając ją o polityczne wykorzystywanie prokuratury.
– Mamy do czynienia z polityczną hucpą. Rząd nie potrafi rządzić, więc organizuje igrzyska. Ale prawda zwycięży – jestem o tym przekonany – powiedział były szef MON. Dodał także, że złożył wniosek o wyłączenie prowadzącego sprawę prokuratora, którego uznał za „zbyt zaangażowanego politycznie”.
Głos w sprawie zabrał również sam prokurator, który potwierdził, że Mariusz Błaszczak nie przyznał się do stawianych mu zarzutów. Odmówił odpowiedzi na pytania prokuratury, udzielał odpowiedzi wyłącznie swoim obrońcom.
– Zarzuty dotyczą przekroczenia uprawnień poprzez zdjęcie klauzuli tajności z dokumentów operacyjnych szczebla strategicznego, oznaczonych jako "tajne" i "ściśle tajne" – przekazał prokurator.
Sprawa odtajnienia materiałów związanych z planem "Warta" od początku budziła ogromne kontrowersje. W ocenie części ekspertów, ich ujawnienie mogło mieć konsekwencje dla bezpieczeństwa państwa, w tym dla planów operacyjnych wojska w sytuacjach kryzysowych. Sam Błaszczak w przeszłości argumentował, że zrobił to „dla dobra opinii publicznej” i „w trosce o transparentność działań MON”.
Niezależnie od dalszego biegu śledztwa, sprawa ta już dziś wpisuje się w szerszy kontekst politycznych napięć i sporu o granice odpowiedzialności osób piastujących najwyższe urzędy państwowe. Czy były minister stanie przed sądem? A może – jak twierdzi – będzie to tylko kolejny akt politycznej rozgrywki? Na odpowiedź przyjdzie jeszcze poczekać.