Zatrzymałam się w progu, trzymając w jednej ręce torebkę, a w drugiej płaszczyk mojej córki.
— Mamo, muszę zawieźć dzieci do szkoły, potem mam pracę.
— Pracę… — westchnęła głośno. — Kiedyś kobiety nie musiały pracować. Dbały o dom, o rodzinę… o swoich rodziców.
Zacisnęłam zęby.
To nie była pierwsza taka rozmowa.
Moja mama zawsze była silna, niezależna. Nigdy nie prosiła o pomoc. Aż do momentu, gdy zaczęła chorować.
Na początku to były drobne rzeczy – trzeba było pomóc w zakupach, zawieźć do lekarza, załatwić leki.
Potem chciała, żebym spędzała z nią coraz więcej czasu.
A teraz?
Teraz wymagała, żebym poświęciła jej całe życie.
— Mamo, przecież codziennie do ciebie przyjeżdżam — próbowałam tłumaczyć spokojnie.
— Ale to nie wystarczy. Siedzę tu sama. Nikt nie ma dla mnie czasu.
— Mam rodzinę… dzieci, męża. Nie mogę być u ciebie cały dzień.
— Ale ja cię wychowałam! Poświęciłam ci całe życie, a ty teraz odwracasz się ode mnie plecami?
— Nie odwracam się! — podniosłam głos. — Ale nie mogę oddać ci wszystkiego!
— Czyli co? Mam siedzieć sama, aż umrę?
Jej słowa były jak cios.
W nocy nie mogłam zasnąć. Czułam się winna.
Z jednej strony, to była moja matka. To ona mnie wychowała, poświęciła się dla mnie.
Z drugiej… miałam swoje dzieci. Swoje obowiązki.
A moje życie przeciekało mi przez palce, bo codziennie musiałam wybierać – ona czy ja.
I niezależnie od wyboru, zawsze ktoś cierpiał.
Następnego dnia, kiedy przyjechałam, mama nawet nie spojrzała na mnie.
— No tak, udało ci się znaleźć dla mnie chwilę w swoim napiętym grafiku?
Nie wytrzymałam.
— Mamo, czy ty kiedykolwiek zapytałaś, czy ja to wszystko wytrzymuję?
Cisza.
— Nie jestem tylko twoją córką. Jestem też matką. Żoną. Mam swoje życie.
Jej oczy zaszkliły się łzami.
— A ja już nie mam nic — wyszeptała.
Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu.
Czy naprawdę nie miała nic…
…czy po prostu nie chciała zobaczyć, że nadal miała mnie?