Były premier Mateusz Morawiecki stawił się w czwartek (27 lutego) w Prokuraturze Okręgowej w Warszawie, gdzie formalnie usłyszał zarzuty dotyczące organizacji tzw. wyborów kopertowych w 2020 roku. Po opuszczeniu budynku prokuratury oświadczył, że odmówił składania wyjaśnień, powołując się na konieczność zapoznania się z materiałami śledztwa.
— Odmówiłem składania wyjaśnień (…) W momencie, jak się zapoznam z aktami, to będę składał zeznania — przekazał zgromadzonym dziennikarzom.
Morawiecki potwierdził także, że formalnie przedstawiono mu zarzuty:
— Oczywiście. Państwo postąpili zgodnie z procedurą i przedstawili mi zarzuty — dodał krótko.
Śledztwo dotyczy decyzji podjętych przez rząd Prawa i Sprawiedliwości wiosną 2020 roku, kiedy Polska zmagała się z pierwszą falą pandemii COVID-19. W związku z obostrzeniami i ograniczeniami epidemicznymi, rząd Morawieckiego dążył do przeprowadzenia wyborów prezydenckich w trybie korespondencyjnym. Planowane na 10 maja 2020 roku głosowanie nigdy się nie odbyło, a według prokuratury premier Morawiecki miał przekroczyć swoje uprawnienia, działając bez wystarczającej podstawy prawnej.
Organy ścigania wskazują, że premier nakazał Poczcie Polskiej oraz Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych przygotowanie organizacji wyborów bez wcześniejszego uregulowania tej kwestii w przepisach. Ostatecznie wybory odbyły się 28 czerwca 2020 roku, ale w trybie mieszanym – częściowo tradycyjnym, częściowo korespondencyjnym.
Wyrok Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego z września 2020 roku jednoznacznie stwierdził, że decyzja premiera o organizacji wyborów była niezgodna z prawem. W 2024 roku Naczelny Sąd Administracyjny oddalił skargę kasacyjną, czyniąc orzeczenie prawomocnym.
Sprawa wyborów kopertowych od dawna budzi ogromne emocje i jest jednym z najbardziej kontrowersyjnych tematów ostatnich lat. Obóz rządzący w 2020 roku argumentował, że decyzja Morawieckiego była podyktowana wyjątkową sytuacją pandemiczną i koniecznością zapewnienia obywatelom możliwości głosowania. Opozycja oraz eksperci prawni od początku wskazywali, że działania rządu nie miały podstawy prawnej i stanowiły poważne naruszenie zasad demokratycznego państwa prawa.
Zarówno przedstawiciele PiS, jak i sam Morawiecki twierdzą, że sprawa ma podłoże polityczne.
— Ja odpowiem przed trybunałem historii. To on mnie osądzi – a nie ci, którzy dziś próbują mnie zastraszyć — powiedział były premier, sugerując, że działania prokuratury są elementem politycznej rozgrywki.
Z kolei politycy obecnej koalicji rządzącej podkreślają, że wszyscy obywatele, niezależnie od pełnionej funkcji, muszą odpowiadać za swoje decyzje, jeśli naruszyły prawo.
Przedstawienie zarzutów Morawieckiemu to dopiero pierwszy etap postępowania. Prokuratura będzie teraz analizować zgromadzone dowody i zdecyduje, czy skierować do sądu akt oskarżenia. Jeśli tak się stanie, były premier może stanąć przed sądem i zostać pociągnięty do odpowiedzialności karnej.
Taki scenariusz miałby nie tylko konsekwencje prawne dla Morawieckiego, ale również poważne skutki polityczne. W obliczu nadchodzących wyborów prezydenckich i trwającej reorganizacji w PiS sprawa ta może wpłynąć na przyszłość całej partii.
Jedno jest pewne – walka o ocenę działań rządu Morawieckiego w kontekście wyborów kopertowych dopiero się zaczyna